niedziela, 15 lutego 2015

Wspólne Walentynki...

Na umówiony parking przyjeżdżamy dokładnie w tam samym momencie... parkujemy samochód przy samochodzie. Zabieram telefon, zamykam drzwi, On podchodzi do mojego samochodu, wtulam się w Niego mocno, jak zawsze zachłannie. Stoimy tak sobie - na środku parkingu.

"To co mała jedziemy? "

Zaplanowanym miejscem naszej wyprawy jest wzgórze z którego rozpościera się widok, na całe miasto, okoliczne wioski oraz pasmo Bieszczad w oddali. Na środku tego wzgórza jest zwykła drewniana ławka - zwykła dla innych - niezwykła dla nas. To nasza ławka - która była świadkiem naszych niezliczonych wspólnych rozmów, zachodów słońca. Kiedy byliśmy tam razem pierwszy raz - tak  dziecinnie wyryliśmy tam swoje inicjały- które ciągle tam są.. Takie nasze miejsce...

Przesiadam się do Jego samochodu. Podczas jazdy automatycznie nasze dłonie szukają siebie na wzajem. Uwielbiam tak przemierzać wspólnie kilometry - kiedy samochód wypełnia nasz wspólny śmiech... Jest bajeczna pogoda, mnóstwo słońca a błękitne niebo nie skażone ani jedną chmurką...

Na miejscu okazuje się że ktoś zajął już ławkę - jakiś chłopak - ciągle pojawia się ktoś nowy, sporo ludzi - nie daleko czynny stok narciarski - co się dziwić w taką pogodę i w taki dzień - nam to zupełnie w niczym nie przeszkadza. Stoimy sobie przytuleni na szczycie i rozmawiamy, śmiejemy się... Ludzie przychodzą i odchodzą, spoglądają na Nas - a my? jakbyśmy byli w innym świecie, jakbyśmy nie zauważali otoczenia... Powolutku zaczynamy się kręcić w kółko - "zobacz tańczymy " :) Wtulona w Niego zamykam oczy i wystawiam twarz do słońca - jest tak przyjemnie - myślę sobie jestem szczęśliwa... Otwierają oczy trafiam na wzrok dziewczyny, która się nam przygląda i która stała za rękę z chłopakiem... nie rozmawiali, postali chwilę i poszli  - wtulam się w Niego mocniej i myślę sobie " jak dobrze że jest tu ze mną"

Udaje nam się w końcu usiąść na wolnej już ławce - zostajemy na wzgórzu jakieś 3 godziny... "mógłbym tak siedzieć tu z Tobą godzinami ". Jest przeziębiony, wiem że źle się czuje, że boli go głowa - a pomimo tego siedzi tam ze mną...
"nawet nic Ci nie kupiłem" mówi ze smutną miną - tak jakby to dla mnie miało jakieś znaczenie - te chwile są bezcenne - nie potrzeba mi więcej - jakichś tandetnych czerwonych serduszek - czy czegoś innego - potrzebuje tylko Jego, Jego obecności...

Jedziemy coś zjeść. Uwielbiam zaszywać się z Nim gdzieś w kąciku różnych miejsc. Zawsze siada najbliżej mnie, odwraca krzesło, fotel w moją stronę, tak że prawie mnie cały czas przytula.. zawsze wtedy pieści moją dłoń, a czasami dotyka mojej twarzy - to są momenty w których świat mógłby się zatrzymać.

Wiem że jest już spóźniony - tak wygląda nasze "na chwilę " które kończy się na kilku godzinach... Jedzie do rodziców na weekend... wychodząc z lokalu pyta "posiedzimy jeszcze chwilę w samochodzie " i ta chwila zamienia się w jeszcze jedną wspólną godzinę.
Zawsze zadziwia mnie to - jak świat przestaje dla mnie istnieć kiedy czuje Jego dotyk albo pocałunek. to tak jakby świat tracił kolory, dźwięki, obrazy, ruch...

Kiedy w końcu wysiadam z samochodu - uderza mnie świat, ludzie, samochody, słońce, gwar ulicy - jakby mnie ktoś przeniósł do innego świata - przez pierwszych kilka sekund jestem zupełnie zdezorientowana - wszystko krzyczy że ja chce z powrotem do Niego- mam ochotę się rozpłakać - jak mała dziewczynka - automatycznie sięgam po telefon - myślę muszę z kimś pogadać - ażeby zając myśli czymś innym...

Wiesz to były nasze pierwsze wspólne walentynki

niedziela, 1 lutego 2015

tak dobrze mnie zna...

Zamigotała moja komórka, czytam : "zrobimy dziś coś szalonego" , uśmiecham się do telefonu, a raczej do myli o wspólnym wieczorze z Nim. Dyskutujemy na co mamy ochotę i jak chcemy spędzić ten wieczór... "wiesz , chciałbym Cię mieć dziś tylko dla siebie" , uśmiecham się i myślę że to tak jak ja Ciebie...

Jest u rodziców - więc droga do mnie zajmie mu pewnie około godziny, spokojnie susze włosy - a potem czytam... Kiedy przychodzi przytulam się mocno i zachłannie.

Kiedy tylko siadamy a ja umieszczam siebie w Jego szczelnych ramionach - czuje na mojej Twarzy Jego wnikliwe spojrzenie i słyszę "to teraz malutka opowiadaj - co się dzieje w Twojej główce, co tam wymyślasz, chcę wiedzieć wszystko" hm ? że ja wymyślam, branie się jeszcze żartuje i zmieniam temat, ale On jest nie ustępliwy - "Mała przecież widzę, mów, co masz w głowie, wiem że coś się dzieje i wiem że próbujesz być spokojna i wiem że jak o tym nie opowiesz to za jakiś czas wybuchniesz i będziesz się źle czuła, no już opowiadaj - chce wiedzieć " Ale... próbuje jeszcze nieporadnie ominąć temat...w głowie panika - kurcze nie tak miało być, naprawdę tak dobrze mnie zna... ?

Więc wtulam się szczelniej, ściszam głos i uciekam wzrokiem gdzieś daleko... Ale On nie pozwala mi na jakieś ucieczki... więc opowiadam że ostatnio mam jakieś dziwne myśli i lęki... że boje się że może mnie kłamać, nie mówić mi prawdy... "ale po co miałbym Cię kłamać, jesteś osobą z którą od początku ustaliliśmy że mówimy sobie wszystko, po co mam to niszczyć, przecież mówię Ci nawet jeśli to coś złego , tak? " , "No tak"  i co jeszcze, jest coś jeszcze - tak...
"No tak, jak sytuacją z Nią ? " uśmiecha się smutno, "wiedziałem że o to zapytasz "
i rozmawiamy...