Na umówiony parking przyjeżdżamy dokładnie w tam samym momencie... parkujemy samochód przy samochodzie. Zabieram telefon, zamykam drzwi, On podchodzi do mojego samochodu, wtulam się w Niego mocno, jak zawsze zachłannie. Stoimy tak sobie - na środku parkingu.
"To co mała jedziemy? "
Zaplanowanym miejscem naszej wyprawy jest wzgórze z którego rozpościera się widok, na całe miasto, okoliczne wioski oraz pasmo Bieszczad w oddali. Na środku tego wzgórza jest zwykła drewniana ławka - zwykła dla innych - niezwykła dla nas. To nasza ławka - która była świadkiem naszych niezliczonych wspólnych rozmów, zachodów słońca. Kiedy byliśmy tam razem pierwszy raz - tak dziecinnie wyryliśmy tam swoje inicjały- które ciągle tam są.. Takie nasze miejsce...
Przesiadam się do Jego samochodu. Podczas jazdy automatycznie nasze dłonie szukają siebie na wzajem. Uwielbiam tak przemierzać wspólnie kilometry - kiedy samochód wypełnia nasz wspólny śmiech... Jest bajeczna pogoda, mnóstwo słońca a błękitne niebo nie skażone ani jedną chmurką...
Na miejscu okazuje się że ktoś zajął już ławkę - jakiś chłopak - ciągle pojawia się ktoś nowy, sporo ludzi - nie daleko czynny stok narciarski - co się dziwić w taką pogodę i w taki dzień - nam to zupełnie w niczym nie przeszkadza. Stoimy sobie przytuleni na szczycie i rozmawiamy, śmiejemy się... Ludzie przychodzą i odchodzą, spoglądają na Nas - a my? jakbyśmy byli w innym świecie, jakbyśmy nie zauważali otoczenia... Powolutku zaczynamy się kręcić w kółko - "zobacz tańczymy " :) Wtulona w Niego zamykam oczy i wystawiam twarz do słońca - jest tak przyjemnie - myślę sobie jestem szczęśliwa... Otwierają oczy trafiam na wzrok dziewczyny, która się nam przygląda i która stała za rękę z chłopakiem... nie rozmawiali, postali chwilę i poszli - wtulam się w Niego mocniej i myślę sobie " jak dobrze że jest tu ze mną"
Udaje nam się w końcu usiąść na wolnej już ławce - zostajemy na wzgórzu jakieś 3 godziny... "mógłbym tak siedzieć tu z Tobą godzinami ". Jest przeziębiony, wiem że źle się czuje, że boli go głowa - a pomimo tego siedzi tam ze mną...
"nawet nic Ci nie kupiłem" mówi ze smutną miną - tak jakby to dla mnie miało jakieś znaczenie - te chwile są bezcenne - nie potrzeba mi więcej - jakichś tandetnych czerwonych serduszek - czy czegoś innego - potrzebuje tylko Jego, Jego obecności...
Jedziemy coś zjeść. Uwielbiam zaszywać się z Nim gdzieś w kąciku różnych miejsc. Zawsze siada najbliżej mnie, odwraca krzesło, fotel w moją stronę, tak że prawie mnie cały czas przytula.. zawsze wtedy pieści moją dłoń, a czasami dotyka mojej twarzy - to są momenty w których świat mógłby się zatrzymać.
Wiem że jest już spóźniony - tak wygląda nasze "na chwilę " które kończy się na kilku godzinach... Jedzie do rodziców na weekend... wychodząc z lokalu pyta "posiedzimy jeszcze chwilę w samochodzie " i ta chwila zamienia się w jeszcze jedną wspólną godzinę.
Zawsze zadziwia mnie to - jak świat przestaje dla mnie istnieć kiedy czuje Jego dotyk albo pocałunek. to tak jakby świat tracił kolory, dźwięki, obrazy, ruch...
Kiedy w końcu wysiadam z samochodu - uderza mnie świat, ludzie, samochody, słońce, gwar ulicy - jakby mnie ktoś przeniósł do innego świata - przez pierwszych kilka sekund jestem zupełnie zdezorientowana - wszystko krzyczy że ja chce z powrotem do Niego- mam ochotę się rozpłakać - jak mała dziewczynka - automatycznie sięgam po telefon - myślę muszę z kimś pogadać - ażeby zając myśli czymś innym...
Wiesz to były nasze pierwsze wspólne walentynki
Romantycznie...
OdpowiedzUsuńAh, u nas też "na chwilę" zamienia się zawsze w znacznie dłużej. To były również moje pierwsze walentynki z moim obecnym chłopakiem.
OdpowiedzUsuńPierwsze walentynki są niezapomniane:)
OdpowiedzUsuńOby czekało na Was więcej takich chwil.
piękne walentynki.
OdpowiedzUsuńale pomyslalam, ze ja chyba parkujac przy ukochanym zarysowalabym jego samochod - wiec podziwiam.
Moje Walentynki miały wyglądać podobnie. Niestety jak zawsze skończyło się na tym, że wychlałam 0.7l wina w samotności. Jesteś już drugą osobą, na jaką się natknęłam, która po spędzeniu Walentynek ze swoją połówką (i to nie alkoholu) umierała z tęsknoty. Może dobrze, że mnie to ominęło. Oszczędziłam sobie popadnięcia w emocjonalną ruinę.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam gorąco.
Hadas
(dawniej Lucretia z melodia-ulotna.blogspot.com)
No i pieknie...
OdpowiedzUsuńWspaniałe te Wasze Walentynki, pełne pozytywnych uczuć. My z mężem wybraliśmy się do kina na 'Ziarno prawdy'.
OdpowiedzUsuń