sobota, 20 grudnia 2014

kaloryfer...

Mam dwóch braci - a to ja muszę jechać kupić 10 żeberek  do kaloryfera - bo jeśli ja tego nie zrobię to nikt tego nie zrobi... więc zabieram jedno to zepsute w myśl zasady " o takie poproszę 10 razy" i na pewno się uda. Przecież do cholery nie znam się na centralnym ogrzewaniu...

Jadę sobie spokojnie... grzecznie włączam kierunkowskaz z zamiarem wyprzedzania rowerzysty - a pan sobie skręcać wymyślił, żeby chociaż zerknął za siebie, albo rękę z łaski swojej pokazał - a gdzie tam - o mały włos bym go potrąciła... roztrzęsło mnie jak galaretę... 

Podjeżdżam pod centrum budowlane- ruch jak w ulu... cholera nie mam gdzie zaparkować, wjechałam tak że nie mam jak spokojnie nawrócić, cholera, cholera, cholera... wkurzam się na siebie - jak zwykle- nie może być normalnie... szybka decyzja - prosto - to nic że jakiś słupek, to nic że pewnie tak nie wolno, to nic ze nie wiem gdzie dojadę... jakiś sklep, wolne miejsce  - kierunkowskaz - buch stoję... rozglądam się i nie wiem jak stąd wyjechać - tzn. niby proste - tak jak przyjechałam - pewnie pod prąd... moje centrum budowlane stoi sobie tam gdzie stało - tylko z całym szacunkiem do moich mięśni - nie przyniosę tutaj tego kaloryfera... wózkiem też nie podjadę - bo krawężnik, bo dziury, bo to nie parking pod marketem...

Dopadła mnie taka bezsilność, czuje że zaraz się po prostu rozpłacze - napięcie ostatnich tygodni szuka ujścia za wszelką cenę - resztkami sił próbuje się opanować... 

Automatycznie sięgam po telefon - do kogo jak nie do Niego - jeden sygnał, drugi sygnał, trzeci sygnał - nic... "nie" myślę sobie... "proszę odbierz, odbierz" - no nic - czarodziejskie zaklęcia wypowiadane z siłą wielkości kosmosu - nie pomagają... Odkładam telefon na siedzenie samochodu... czuje jak łzy same bez mojej wiedzy i pozwolenia spadają na policzek - jedna za drugą - mam ochotę zniknąć... Dzwoni... 

Na jednym wydechu zalewam go potokiem bardzo logicznych zdań... "stoję nie wiem gdzie, pod jakimś sklepem, piszę że drzwi i okna, przyjechałam po ten głupi kaloryfer nie wiem jak ja go tu doniosę, i przejechałabym człowieka..."  pada logiczne pytanie - "gdzie jesteś pod którym marketem" odpowiadam grzecznie - "będę za 5 minut - muszę tutaj jeszcze coś dokończyć - przyjdź pod drzwi, bo nie wiem gdzie stoisz - za 5 minut będę " "dobrze" No tak - informacja jestem gdzieś gdzie piszę "drzwi i okna " - to żadna informacja - nawet dla faceta który potrafi się domyślać... 

Więc czekam zła, wkurzona, roztrzęsiona pod tymi drzwiami... w ogóle zaskoczona - moim spontanicznym telefonem do Niego - przecież ja zawsze mam taki kłopot z proszeniem o wszelką pomoc - taka zosia- samosia... więc ogólnie naładowana mnóstwem sprzecznych i złych emocji... i widzę Go idzie w moją stronę, jest kilka kroków odemnie, nasze spojrzenia się krzyżują, przesyła mi uśmiech... i nagle buuummm.... paleta styropianu budowlanego przy której stałam - przewróciła się z wielkim hukiem, pchana wiatrem... Wybuchamy głośnym śmiechem - "znów coś spsuła " - "to nie ja" odpowiadam... przychodzi, przytula... a ja wywalam z siebie wszystko - że brat ze mną nie pojechał że mnie wkurza, że rowerzysta skręca bez znaku ostrzeżenie że mnie zdenerwował i w ogóle Ty też mnie wkurzasz... "ja? , ale czym ja ? " no co - jak wszyscy to wszyscy - prawda? "klienta miałem nie mogłam odebrać jak dzwoniłaś" - tłumaczy się grzecznie bogu ducha winien... "przecież nie o to chodzi" - " to może chodźmy kupić ten kaloryfer" Poszliśmy... 

Więc dzielnie przytaszczył ten kaloryfer do mojego samochodu, cierpliwie wytłumaczył jak mam wyjechać... przytulił, pocałował, rozśmieszył... 

Stoimy przytuleni przy samochodzie, przekomarzamy się, śmiejemy...  spogląda na zegarek - "za 15 minut muszę jechać na zamówienie", "dobrze" 
Zaczynamy rozmawiać... powoli schodzi ze mnie całe to zdenerwowanie... wiem że jest cierpliwy i kolejny raz tłumaczy mi co czuje...kiedy mnie przytula - to tak jakby całe zło tego świata nie istniało...  "już uspokoiłaś się trochę " "tak"mruczę wtulona w Jego szyje... kolejne spojrzenie na zegarek "kurcze - już jestem spóźniony wiesz?  ale tan czas z Tobą zapierdziela " - "no tak - znów moja wina - przepraszam " - odpowiadam z miną niewiniątka - całując Go w usta... "oj mała, mała "



czwartek, 18 grudnia 2014

mocno

Spoglądam na licznik - wskazówka waha się między 90 a 100 km/h - słyszę ostrzegawczy głos w mojej głowie - "zwolnij, ostatnio tutaj wyskoczyła Ci sarna na drogę " - i w dupie to mam - mówię na głos i przyspieszam... chce być jak najszybciej na dworcu - mam odebrać siostrę z pracy - On będzie na mnie czekał - wyszedł na spacer - zaproponował spotkanie - nie mogłam wcześniej - siostra ma szybciej skończyć - zostanie nam kilkanaście minut wspólnego czasu - cholera - przyśpieszam...

Jest. Czeka na mnie. Szybko parkuje - nawet nie wyciągam kluczyków ze stacyjki- wysiadam - wtulam się w Niego mocno, zachłannie. "pewnie jechałaś jak wariat - co ? ", tylko kiwam głową z uśmiechem "trochę". Stoimy wtuleni w siebie kilka minut bez słowa. Kilkoma ruchami opiera moje plecy o duży słup, wpatruje się w moją twarz. "Jak się czujesz ? co masz w głowie ? bardzo wymyślasz ? " , "Różnie" odpowiadam - bo nie znajduje innych słów. "Jak u Ciebie" pytam   , "Różnie " odpowiada z bladym uśmiechem, a w Jego oczach widzę smutek.

Całuje mnie - powoli, potem mocniej. Wszystko we mnie krzyczy "chce do Ciebie". Przytula mnie mocniej, podnosi mnie kilka centymetrów nad ziemię. Błądzi dłońmi po moich plecach, przyciąga do siebie "już zapomniałem jak smakujesz " , rozsuwa mi kurtkę, kładzie dłoń na moim brzuchu i powoli przesuwa do góry, zatrzymuje na mojej piersi, moje ciało reaguje automatycznie dreszczem - wtulam się mocniej - żeby choć trochę ukryć moją reakcję - choć On doskonale wie jak na mnie działa.
"Zostań " prosi... "Wiesz że dziś nie mogę..."

W kilku zdaniach opowiadam o ostatnim spotkaniu ze znajomymi, o ostatniej wizycie u psychoterapeutki.... Przychodzi siostra, czeka na mnie w samochodzie. " Muszę już iść".
Zastygamy jeszcze na kilka minut przytuleni. "Dobrze było Cię zobaczyć " mówi. Niechętnie się odsuwam - wsiadam do samochodu.

Nigdy nic w moim życiu nie było tak prawdziwe i tak intensywne.

Cała ja.

wtorek, 16 grudnia 2014

Wpatruję się w pustą białą przestrzeń na ekranie już 10 minut... a myśli w mojej głowie jest coraz więcej i więcej i więcej - uciekają jak białe malutkie chmurki po niebieskim niebie, pchane wiatrem...

Idę równym miarowym krokiem - szeleścić moja kurtka, szeleści zeschła wysoka trwa przy drodze - wiatr plącze moje włosy - słońce świeci mocno - idę ze spuszczoną głową - przedzierając się przez gąszcz moich myśli - "ten cholerny wiatr " - mamrocze pod nosem... nad moją głową przelatuje stado ptaków - automatycznie podnoszę głowę do góry - patrze w niebo - zatrzymuje się - wiatr wieje mi w twarz - mocno. Wywołuje to mały uśmiech na mojej twarzy - nie trzeba iść ze spuszczoną głową - obserwuje, drzewa, domy, łąki - nie trzeba trzymać moich myśli jak na smyczy - to męczące - pozwalam im pofruwać - pchane wiatrem.

Przystaje nad grobem mojego taty - moja mała tajemnica - nikt nie wie że tam jestem. mam ochotę usiąść na twardym betonie i płakać, płakać... i nie obchodzi mnie czy ktoś to widzi czy nie. "tato nie chce wigilii bez Ciebie wiesz - nie chce, nie chce"
Chce przespać święta w tym roku i obudzić się jak już będzie po wszystkim. Pewnie nawet nie ubiorę mojej choinki w pokoju.

"jest pani jak wyżyta z emocji, mam wrażenie że jest pani obojętna, że to co się dzieje nic panią nie obchodzi, siada tu pani delikatnie, zakłada nogę za nogę, krzyżuje ramiona i opowiada bardzo pięknie lirycznie jak się pani czuje, co panią boli, próbuje pani zrozumieć, wyciąga wnioski - ale nie ma w pani emocji - nie przeżywa pani tego. W takiej sytuacja jak ta można przyjść trzasnąć drzwiami, walnąć torebką i użyć kilka dosadnych epitetów... a pani jak głaz... "
Więc wychodząc mówię grzecznie " dobrze więc teraz będę trzaskać drzwiami " , "proszę tylko uważać żeby nie wyleciały z futryny - do zobaczenia w czwartek " 

czwartek, 27 listopada 2014

na brązowym fotelu...

Otwierają się drzwi - wychyla się z nich młoda kobieta, z krótkimi włosami w okularach w czarnej oprawce, wysoka, szczupła - "zapraszam" - mówi do mnie...
Wchodzimy do gabinetu - dwa brązowe fotele - opadam ciężko na jeden z nich - po drugiej stronie stolika ona... I wiem że jeśli ja nie zacznę mówić - to będziemy tak siedzieć w ciszy - sprawdziłam ;)

Więc zaczynam jak zwykle ostatnio od " mam wrażenie że nie mam nic do powiedzenia, mam pustkę w głowie " - Pani tylko uśmiecha się do mnie i czeka dalej... Więc jak zwykle to nie przejdzie...
Zaczynam w złości jeszcze raz - " mam wrażenie że ciągle mówię o tym samym, moja mama jest taka a nie inna, nie zmienię jej, nic się nie zmieni , nie sprawię że nagle będziemy ze sobą rozmawiać, nie sprawię że będzie inna" - wyrzucam z siebie jak z karabinu maszynowego - pełna złości.

"obawiam się że tego nie da pani żadna terapia - bo to nie o to chodzi, nie ma pani wypływu na zachowanie pani matki, ale ma pani wpływ na swoją reakcję na to zachowanie, na swoje emocje"

"ale ja zawsze będę reagować w ten sam sposób, bo zachowanie mojej mamy mnie wku,,, " - zatrzymuję się w pół zdania... - a złość kipi ze mnie jak gotujące się mleko z za małego rondelka...

"co pani mówiła - proszę dokończyć - zachowanie pani matki panią... - przeciągał głos i patrzy prosto w moje oczy...

" tak wkurza mnie, denerwuje - wyrzucam z siebie... - ale przecież moja mam nie robi tego specjalnie, ona na swój sposób się stara, ona nie umie inaczej, ona tak była wychowana"  - zaczynam bronić mojej mamy - z poczuciem winy wielkości kosmosu...

" z całym szacunkiem ale nie obchodzi mnie pani matka - tylko pani " - głos nabiera stanowczości, wyższości, wyrazu, siły... - kurcze się pod tymi słowami... " pani złość nie bierze się z niczego - reaguje pani w ten sposób na zaborczość, na kontrole którą stosuje pani matka wobec pani, wyraża pani w ten sposób swój sprzeciw swoje zdanie "

"ale ja to jakie mam relacje z moją mamą przerzucam na wszystko inne w moim życiu- dla każdego czuje się nie odpowiednia, nie taka, nie kochana, nie akceptowana, nie dość dobra, zawsze nie taka jak trzeba... zawsze nie taka jak trzeba - nie chce tego - ale nie wiem jak to zmienić, nie umiem - ja nie dam rady - ciągle mam poczucie winy - że przecież to nie wina mojej mamy... "

"wyobrażam sobie jakie to musi być dla pani trudne, przychodzić tutaj i opowiadać obcej kobiecie - bo przecież jestem dla pani obca - o tym jak pani się czuje i co w pani życiu jest nie tak.  Do tego wszystkiego dochodzi to że pani oczekuje odemnie krytyki i osądzenia - tak jak robi to pani matka - wobec pani - uważa pani że powiem że zachowuje się pani nie odpowiednio, że nie spełni moich oczekiwań, a pomimo tego tu pani przychodzi i jest i mówi. To naturalne w relacji z terapeutą że przerzuca się na niego to co boli, da pani radę "

" ja mam poczucie że zawsze muszę być grzeczna, dobra, spokojna i uśmiechnięta... za każdym razem budzi się we mnie poczucie winy kiedy zachowuje, czuje się inaczej. Kiedy jestem smutna, zła, kiedy ktoś zrobi coś złego wobec mnie - to ja mam przymus przepraszania ze moją taką a nie inną reakcję - czyli ktoś mnie rani a ja przepraszam że mnie boli - pomimo tego że tego nie chce to tak robię - i potem czuje się jak śmieć, że nie jestem w zgodzie z sobą... '

"bo próbuje pani w każdej relacji zasłużyć na akceptację i miłość swojej matki... ciągle się pani stara być dość dobra, spełnić jej oczekiwania wobec Pani.."

"ale ja bym chciała żeby moja mama mnie zaakceptowała - mówię z naciskiem i siła...

"obawiam się że to nie możliwe "

wgniata mnie to w fotel - jakbym próbowała udźwignąć cały świat na swoich barkach...


wtorek, 25 listopada 2014

Spacer - idź na spacer - nakazuje sobie... jak zwykle przed środą - denerwuje się... jestem niespokojna przed kolejną wizytą u psychoterapeutki. To nie jest łatwe - ale nikt nie mówił że takie będzie...

On - to nie jest jakaś konieczność, ostateczność - On to mój wybór - na dziś, na teraz, na przyszłość.. to nie pustka którą chce nim wypełnić - to nie samotność której się boje - bo ja już się nie boje samotności - po tylu latach. On to mój wybór. to nie jest tak że nie wyobrażam sobie życia bez Niego - wyobrażam - ale ja nie chce życia bez Niego.

Ja to spacery, bieganie, taniec
Ja to spontaniczność, siła, radość
Ja to książki, pisanie, ludzie

Ja to intensywność - zawsze mocno, mocno - do granic możliwości.. - to jestem ja.

niedziela, 23 listopada 2014

w garażu...

Chłopaki w garażu? - pytam
to idę do nich na chwilę - tak mam ochotę na trochę śmiechu rozmowy o niczym i sprośne żarty...- skoda że jestem samochodem - bo mam też ochotę na wódkę - od tak po prostu. Więc biegnę do tego garażu - zadowolona... a tam przed drzwiami ogromny, piękny owczarek niemiecki przywiązany na smyczy - co chodzi myślę? - zatrzymuję się w pół kroku i mierzymy się spojrzeniem... przez głowę niczym huragan przelatują myśli - jaka cholera, tu nigdy nie było psa, pomyliłam garaż - czy jak... nie - no garaż na pewno ten sam - słyszę znajome śmiechy w środku... ni to zacząć krzyczeć "pomocy" , ni uciekać - ni co... a pies nie spuszcza ze mnie oczu... głęboki wdech i moim sprawnym okiem mierze długość jego smyczy - dostanie do drzwi ? - czy zdąża czmychnąć niepostrzeżenie... zdecydowanie dostanie do drzwi - zje mnie jak nic - jak będę próbowała się dostać do garażu... ale przecież nie szczeka - patrzy tylko... no nic męska decyzja - robię groźną minę ( tak jakby to pies mógł zauważyć ) i odważnie wchodzę do garażu - a pies nic... uufff - przeżyłam...
Chłopaki witają mnie prawie owacją na stojąco - co to za pies ? pytam od progu oburzona...
Łagodny jak baranek - śmieją się ze mnie - może łagodny ale na baranka nie wygląda... 
I już zamieszanie - miejsce obok piecyka dla naszej beatki i najwygodniejsze krzesło -  niczym dla księżniczki... więc siadam sobie koło piecyka - rozluźniam - opowiadam głupoty... śmieje się z ich żartów i myślę sobie że dobrze mi w tym garażu.. to co gramy w karty? tak jest - gramy w karty :)  
i za każdym razem kiedy ja zostawałam w pojedynku sam na sam - miałam mnóstwo doradców...
Opowiadają o naprawach samochodów - o tym co w którym zrobili - pytają o mój samochód... a ja - jak to ja - zadaje mnóstwo pytań - a dlaczego tak, a nie inaczej...
I nie potrzeba im telewizora, internetu, komórki - jest wesoło...

piątek, 21 listopada 2014

spacer...

- spacer o 18 - wystukuje szybko smsa...
- na którą się umówiłaś ?
- na 20
- ok

Więc jesteśmy umówieni tak jak zawsze w parku... przymierzam tunikę - nie pasuje mi do moich ciężkich butów na które mam dziś ochotę...  zakładam dżinsy, sweter, czarną ramoneskę, czarne buty, maluje oczy ciemniej niż zwykle, zakładam czapkę - nie, nie będzie dziś obcasów i sukienki.
Uśmiecham się do siebie - bo wiem że z Nim nie muszę się przejmować takimi rzeczami - że mogę być sobą - w każdym moim nastroju...

Dziś mamy dla siebie 2 godzinki - zanim pójdę na umówione spotkanie z koleżanką. Od pierwszego uśmiechu i uścisku żartuję do Niego "cześć mój kochanku - Ty który mną manipulujesz"  - przytula mnie mocniej i od razu pyta "co się dzieje". Spacerujemy po mieście - obejmuje mnie ramieniem i ciągle przyciąga do siebie. Śmiejemy się i żartujemy - choć wiem że nasze oczy nie są radosne tak do końca... Idziemy na rynek.. ciągle mi powtarza że pięknie wyglądam - a przecież ja mam na sobie dżinsy, ciężkie buty i czapkę... Dobrze mi z Nim - tak po prostu... Znów jak dzieci całujemy się pod murem kościoła - przecież ludzie patrzą - niech patrzą...
Co będziemy jutro robić - pyta... a musimy coś robić odpowiadam - będziemy siedzieć przytuleni i nie robić nic - to jest dobry pomysł...

Widzę że ta cała sytuacja która się wydarzyła Go przerasta - mnie też... trudno Nam ze sobą o tym rozmawiać - bardzo trudno... ale tak bardzo chciałabym wierzyć że nam się uda - no bo komu jak nie nam... 

I kiedy odprowadza mnie pod blok koleżanki wcale nie mam ochoty tam iść... pomimo tego że zmarzłam, że zaczął padać deszcz - jak chcę do Niego krzyczy we mnie wszystko... - chce spacerować tak bez celu z Nim całą noc...


czwartek, 20 listopada 2014

i tą rozmową o 3 nad ranem - tymi kilkoma zdaniami - wypowiedzianymi z takim przekonaniem - zupełnie nie świadomie wywołał burze w mojej głowie... Więc się teraz w niej kotłuje - jak trąba powietrzna kręcą się w niej moje myśli... i gdzieś za horyzontem widzę spokój i przejrzyste niebo - może uda mi się przerwać tą burzę....

List który informuje mnie że nie zostałam zakwalifikowana na kurs - wywołał lawinę smutku i rozczarowania... a taką miałam nadzieję - i takie mnie dopada - to wszystko nie ma sensu...


piątek, 7 listopada 2014

wiem

Czekam na autobus - który spóźnia się kilka minut - a ja już tak bardzo chcę być na miejscu - jak zwykle już nie mogę się doczekać spotkania z Nim. Cały ranek chodzę uśmiechnięta - bo wiem że czeka mnie kilka godzin w Jego towarzystwie...
Przez szybę autobusu widzę jak czeka na mnie, czeka na mnie... mam ochotę biec w Jego stroną - ale w butach na obcasie to mogłabym wyglądać dość komicznie... podchodzę i wtulam się w Niego - i czuje się jak na swoim miejscu... Siedzimy chwilę na ławce śmiejemy się, przytulamy, rozmawiamy... Robi się chłodno wiec decydujemy się pójść do mojej ulubionej knajpki... zajmujemy stolik - siadamy na przeciwko siebie - i mam wrażenie że odległość stolika - to zdecydowanie za daleko... Zamawiamy latte i rozmawiamy - ręce Jego i moje - same wędrują nad stolik i cały czas dotykamy swoich dłoni... cały czas patrzy na mnie, mam wrażenie że policzki mi płoną - od nadmiaru Jego spojrzeń... wypite latte zabiera kelnerka a my z niedowierzaniem stwierdzamy że minęło już 3 godziny...
Jedziemy do mnie... wygłupiamy się jedząc obiad z jednego talerza- a ja siedzę mu na kolanach... jak dzieci - czuje się swobodnie i beztrosko...

Muszę już wracać - wiem, wiem że musisz... zaczyna mnie całować, dotykać - i świat przestaje istnieć... na kilka kolejnych godzin - jesteśmy jednym ciałem - nigdy nie sądziłam że kochanie może takie być, pełne wzajemnej pasji, namiętności, czułości, szaleństwa, pragnienia - chciałam zniknąć w Jego dotyku... okrada mnie z wszelkich moich ograniczeń, lęków i zahamowań...
To wszystko z Nim jest jak z jakiejś innej rzeczywistości...
Potem zmęczeni, zaplątani w siebie rozmawiamy, śmiejemy się... i tak strasznie trudno jest się nam rozstać... znów ubrani, porządni - ciągle przytuleni - rozmawiamy...
"wiesz że muszę już iść"
"wiem, wiem"

chce być szczęśliwa

Pojawiam się i wracam niczym bumerang... bo zawsze lubiłam pisać - ubierać uczucia, zdarzenia ludzi w słowa, wyrazy, zdania..

Chodzę do psychologa... to wszystko potoczyło się tak szybko - i nagle buum - cotygodniowe spotkania i terapia  z psychoterapeutką...
I te jej pytania - Dlaczego jest pani dla siebie taka surowa, dlaczego nie pozwala sobie pani na odczuwanie, dlaczego pani siebie o wszystko obwinia, dlaczego pani siebie osądza... dlaczego pani chce mieć nad wszystkim kontrolę... kłuje mnie tymi pytaniami - za każdym razem mam wrażenie mocniej - każe mi oglądać swoje zabliźnione rany i mówi że to nie tak - że źle je posklejałam...
"umarł pani tata- a pani nie pozwala sobie na płacz - okropnie pani siebie traktuje... "
a we mnie taka złość... wiem że każda kolejna wizyta będzie trudna - ale idę, mówię i słucham...

Chcę być szczęśliwa...

piątek, 26 września 2014

Z biedronkowych opowieści...

Zaglądam rano do lodówki - obiad mam ugotować przecież - a tam spogląda na mnie masło, jakaś wędlina i przecier pomidorowy - wykorzystując do maksimum moje zdolności kucharskie - obiadu z tego nie będzie... trzeba jechać na zakupy...
Wchodzę do sklepu i pierwsze co widzę to wrzosy, boże jakie piękne - muszę takie mieć - muszę i koniec :) więc, przebieram, wybieram i marudzę... który zdrowy, który ładny... i tracą głowę znów dla kwiatków - niczym dla czerwonych szpilek - zapominam o wózku na zakupy - pozostawionym samemu sobie na pastwę losu.. wybrałam jednego - gdzie ten mój wózek ? no tak - tarasuje przejście, Pan w średnim wieku, przygląda mi się z rozbawioną miną i grzecznie czeka... uśmiecham się przepraszająco, czym prędzej zabieram wózek -
"przepraszam bardzo "
"nic się nie stało " - pan uśmiecha się grzecznie i jedzie dalej...
spotykamy się przy pieczywie, Pan wybiera bułki które ja też chce
"panie moją pierwszeństwo" słyszę, znów grzeczności uśmiechy "dziękuje", jadę sobie dalej... skręcam w stronę nabiału a ten sam Pan wybiera mleko - no nic podjeżdżam uśmiecham się i tak jakoś samo..., żartobliwym tonem mówię "i znowu się spotykamy " - Pan odwzajemnia uśmiech i pyta ile mleka mi podać - "poproszę trzy butelki" , "proszę" , "dziękuję" "nie to że panią prześladuje,  choć bardzo pani ładna", śmieje się głośno i odpowiadam: "ani przez chwile o to Pana nie podejrzewałam"...
kręcę głową z niedowierzaniem - jestem przeziębiona, ledwo oddycham, mam oczka jak eskimos, ani grama makijażu, szary sweter prawie do kolan i czarne leginsy - no tak ładnie wyglądam - widocznie z chorobą mi do twarzy...
Wybieram jarzyny - ktoś stuknął mój wózek swoim, odwracam się a to ten sam Pan, puszcza mi oczko i z uśmiechem mówi "stuknęliśmy się lusterkami" śmieję się i odpowiadam "spokojnie policji wzywać nie będziemy" tym razem Pan śmieje się głośno i jedzie dalej...

czwartek, 25 września 2014

inaczej niż zwykle...

Dopadła mnie dziś bezsilność doprawiona odrobiną przygnębienia i osłabienia organizmu...

Próba walki o dobry dzień punkt pierwszy - owijam się w koc i czytam książkę - nie - to zdecydowanie nie to... nie mogę skupić wyobraźni na dramatycznych lasach Paryża 17 wieku...

Przyjechali gości - próba numer dwa - ubieram moją twarz  w uśmiech i schodzę na dół, parze kawę, robię poczęstunek, nawet rozmawiam... mama wyjmuje ostatnie zdjęcia taty - i zaczyna się... ciągle to samo o tym jak chorował, o tym jak umierał - nie zdecydowanie nie chce tego słuchać - grzecznie i cichutko wycofuję się do swojego pokoju...

Mówią do trzech razy sztuka... "zrób coś inaczej niż zwykle" wpada myśl do mojej głowy... "inaczej niż zwykle, inaczej niż zwykle... " no dobrze - to może film - bo ja oglądam filmy bardzo rzadko - żeby nie powiedzieć wcale... nudzą mnie od i tyle.. ale myślę może złe te filmy oglądam - no dobrze więc dziś zdam się na dobry los - entliczek, pentliczek na tego bęc - trzeci film z trzeciej odsłony - cokolwiek to nie będzie oglądam.. dzielnie wytrwałam 40 minut - nie dam rady...

Czytam kolejny motywujący artykuł o tym żeby lubić siebie, akceptować, kochać... o tym że żeby coś zmienić trzeba tego chcieć, znaleźć cel, określić sens... o tym że nic się nie zmienia bo ciągle tkwimy w tych samych schematach nawykowych, że trzeba coś inaczej, powoli...

Poddaje się - wyciszam dźwięki, wyciszam obrazy - kolejny raz owijam się w koc i kołdrę - i wcale nie przeszkadza mi to że jestem w ubraniu... ciężko mi oddychać, ból gardła mi dokucza... pogrążam się w mojej bezsilności, myśli kotłują się w mojej głowie - dominuje poczucie winy...

Nosisz Jej zdjęcie w portfelu? od kiedy ? dopytuje...
Od zawsze pada odpowiedź... no tak od zawsze...
Zawsze chodzimy na ten koncert, zawsze tak spędzamy święta... zawsze to - zawsze tamto...
Nie mam szans z tym "zawsze " - dopada mnie bezsilność tak wielka że miary brak...

Sądziłam no dobrze - łudziłam się że już nie jest jak zawsze - że teraz jest inaczej...

Gasze światło, zapalam świece, otwieram wino, przez okno wpatruję się w konary drzew, pomarańczowe od blasku ulicznych latarni... próbuję się wyciszyć, uspokoić...

i może to jest pomysł zrób coś inaczej niż zwykle -
ale najpierw wsłuchaj się w swoje serce - tak zrobię - posłucham co moje serce ma mi do powiedzenia...
 
tak dawno nie słuchałam muzyki - dzięki saksofonu uspokajają...

Inaczej niż zwykle, inaczej niż zwykle - kotłuje się w mojej głowie...

środa, 24 września 2014

jesteś genialna

Zaglądam do pokoju brata - uśmiechając się grzecznie pytam:
- "pomożesz mi ?"
- " w czym " , poda odpowiedź a ton głosu mówi "odczep się"
- "no, przekopać ogródek tzn. wykopać lilie... " dorzucam błagalne spojrzenie - nie działa...
Naburmuszona wracam do pokoju - sama sobie nie poradzę z łopatą - która pewnie waży połowę z tego co ja, a jeśli już coś uda mi się wykopać - to będę to połowy cebul - no bo za płytko...
Myśl mała - nakazuje mojej blond główce - chce dziś wykopać te lilie i koniec... myśl, myśl...
I nagle jak światło w żarowce - pojawia się myśl...  Widły!! - takie do wykopywanie jarzyn w jesieni - lekkie i nie pokaleczysz cebul - jesteś genialna - łechce komplementem moją blond główkę... uradowana wybiegam z domu - ubrana co najmniej jakby było zero stopi ciepła...
Zabieram się do pracy - a słonce robiąc mi psikusa schowało się za chmury - ale to nic, działam...
Udało mi się zrobić porządek na jednej rabacie - czuje osłabienie wynikające z przeziębienia i kolejnej nie przespanej nocy... kiedy podnoszę się z kolan, kręci mi się w głowie... wygrywa rozsądek wracam do domu - reszta ogrodu musi poczekać na moje lepsze samopoczucie...

Zakopuje się między poduszki w kołdrę i koc... obłożona czasopismami o ogrodach i kwiatach, zasypiam na chwilę...

Do okna zagląda piękne słońce - niebo zrobiło się przejrzyste, wychodzę na mój prawie 8 hm spacer, który już stal się nieodłącznym elementem w zasadzie każdego dnia. Z każdym krokiem się wyciszam, uspokajam umysł... skupiam 100% uwagi na tym co mnie otacza... przystaje zamykam oczy i czuje ciepło słońca na twarzy i wiatr który rozwiewa mi włosy... słyszę szelest wysokiej trawy na polnej łące i szelest liści kukurydzy i jakiś ptaszek sobie śpiewa - uśmiecham się - czuję - pięknie jest... wśród liści drzew migoczą promienie słońca - mój równy krok i równy oddech... z każdym kilometrem wypełniam umysł dobrymi myślami - pozwalam im się tam rozgościć, rozpanoszyć...
Złe myśli oswajam - nie potrzebne, irracjonalne wyrzucam jeszcze inne oglądam z każdej strony - zaprzyjaźniam się z nimi - w tedy szybciej odchodzą -  oswojone...



zwyczajnie

Iskra jest przeziębiona - i szczerze nie znosi tego stanu...

Mama budzi mnie o 7 rano - to co nie jedziemy ? - czemu ?  pytam otwierając jedno oko - " no bo chora jesteś " - nie to nie jest problem - chce jechać... no cóż - ja chciałam inni nie chcieli - więc zostajemy w domu...

Nieśmiało spoglądam w okno - słonce - co za radość - słońce :) Więc wybiorę się dziś do mojego ogródka - wykopać lilie,  powycinać zeschłe kwiaty, pozbierać nasiona... a potem pójdę do lasu - tak taki mam plan... i żadne bolące gardło i katar mi w tym nie przeszkodzą...

 A wieczorem mam ochotę na czerwone wino, dobrą muzykę i książę...



niedziela, 21 września 2014

...

Znów spotykamy się w parku - ławka na której przegadaliśmy już chyba setki godzin... wieczór, robi się chłodno - a żadne z nas nie ma ochoty na rozstanie - idziemy do przytulnej knajpki obok parku - kolejne przegadane godziny przy latte... w środku jest prawie pusto, w tle przyjemna muzyka, przyciemnione światło... i my - rozmawiamy, śmiejemy się głośno - czasami mam wrażenie że za głośno... wtulam się w Niego - myślę o tym jak bardzo mi go brakowało, ostatnio...

Kolejne spotkanie - spędzamy ponad sześć godzin rozmawiając... park nocą, spacer po mieście i długie przegadane godziny w samochodzie... pomimo tego że jest trudno - nie oddam tego za żadne skarby świata...

"Zadzwonisz?" i znów płyną słowa, o tym jaka jetem, jaka byłam... czego się boje i z czym sobie nie radzę, o moich poprzednich związkach... żegnamy się w końcu i ze zdziwieniem stwierdzam że przegadaliśmy ponad dwie godziny...

Wychodzę do klubu potańczyć - kiedyś to był mój sposób na całe zło... - może i tym razem pomoże...
"idź, baw się dobrze - a jak będziesz wracać daj znać, spotkamy się na chwilę" - mówi...
Więc jadę... i najpierw jest mi nieswojo dziwnie - mam wrażenie że nie umiem się już poruszać z taką lekkością jak kiedyś... ale się wyciszam, zamykam oczy - pozwalam ciału i duszy przypomnieć sobie jak się to robi - jak się tańczy - uśmiecham się - tak jest mi dobrze... cały mój dobry nastrój burzy jakiś natrętny mężczyzna - który nie rozumie słowa "nie" - był nawet bardzo nachalny, przestraszyłam się - bo w żaden sposób nie chciał się odczepić... wracam wcześniej - po tak długiej przerwie kondycja już nie taka - jestem zmęczona - no i spieszy mi się do Niego...
Przytula mnie i całuje - a ja myślę że tego brakowało mi najbardziej...

Czasami mam wrażenie że ma nade mną jakąś władzę...
jednym przytuleniem potrafi sprawić że czuje się bezpiecznie - po każdej burzy w mojej głowie, jednym pocałunkiem potrafi sprawić że świat przestaje istnieć, miejsce i czas nie ma znaczenia,
jednym słowem  potrafi sprawić że się śmieje, głośno i wyraźnie,
jednym dotykiem potrafi sprawić że absolutnie nie potrzeba mi niczego więcej prócz jego dłoni...


poniedziałek, 15 września 2014

...

Leże na łóżku - źle się czuje - zrób coś z tym, zrób coś z tym, zrób coś z tym - krzyczą natrętne myśli w mojej głowie... ale co - co do cholery mam zrobić... nie mogę zasnąć - ok - tabletka na sen - rozwiązanie na dziś... impulsywnie - puki mam silę, przed zaśnięciem wypisuje listę rzeczy które obiecuję zrobić jutro - ażeby choć trochę mieć poczucie kontroli nad swoim życiem.
Budzę się dziś w jeszcze gorszym nastroju - ratunek spacer - bladym świtem wychodzę do lasu - spotykam ludzi, przystaje, rozmawiam, żartuje i się uśmiecham - jak zwykła ja...
Za kolejnym zakrętem nie potrafię powstrzymać łez - mam ochotę usiąść gdzieś pod drzewem i płakać do nieskończoności  - przyśpieszam tylko kroku - wydłużam spacer o kolejne kilometry... "co się z Tobą mała dzieje ?"
Wracam do pokoju - na stoliku czeka na mnie moja lista - na nic nie mam ochoty.
Mam wrażenie że żyje na jakiejś innej planecie, mówię innym językiem i czuję inaczej - jak jakiś ufoludek - każdy spogląda na mnie - spojrzeniem mówiącym - "o co ci chodzi ? "
O nic mi nie chodzi - czuje tylko jak ucieka ze mnie życie - jak z przebitego balonika - powoli - niezauważalnie - a ja jak w jakimś transie zaklejam tą dziurę plastrem , jednym i drugiem a powietrze i tak ucieka... 

"idź przeproś mamę " - tylko że ja nic złego nie zrobiłam - nie umiem tylko udawać że dobrze się czuje - mama zobaczyła że płacze choć szybko wytarłam łzy... mama chce mi pomóc - tylko nie umie, nie wie jak - proponuje obiad - a ja czuję ze jak zjem choć odrobinę to zwymiotuję - mówię że nie jestem głodna... Pyta co u Niego - jak nam się układa - różnie,  ucinam temat, pyta o prace - tłumacze jeszcze resztkami sił że wysyłam ciągle wysyłam CV, wraca do tematu psychologa - pytam - pójdę tam i co mu powiem...
Mama bezradnie " że tak nie można " - wychodzi z mojego pokoju z płaczem...
No cóż przepraszam ze nie jestem super idealna, tak -  za to mogę przeprosić... 


I kolejny raz czuje się winna - bo nie spełniam czyichś oczekiwań...

Wracam do mojej listy - pamiętasz obiecałaś sobie... ?
No dobrze - więc zarejestrowałam się do lekarza, wysłałam kolejne CV, napisałam do ludzi których potrzebuje, zadzwoniłam i poprosiłam o pomoc - w moim wydaniu to sukces...

sobota, 13 września 2014

...

Mocno mglisty poranek - zburzył mój plan wyjścia w plener... poranna jazda samochodem - pozwoliła się wyciszyć i uspokoić - po kolejnej niespokojnej nocy... wślizguje się z powrotem pod ciepłą jeszcze kołdrę  - otulam się nią szczelnie... jest mi tak dobrze i spokojnie - myślę o Nim.
Pragnę Go - mocno.

On - to najlepsze co mnie w życiu spotkało - z całym tym moim poplątaniem i pomieszaniem.

Śmierć taty - tak jakby dokucza mi coraz bardziej - z każdym kolejnym miesiącem jest jakby trudniej się z tym pogodzić.

Brak pracy -  zapewniam ze demotywuje do wszystkiego - jestem mistrzynią w wyszukiwaniu pozytywnych rzeczy w każdej sytuacji - ale ileż można...

Kłótnie z mamą - przytłaczają chyba najbardziej - i której strony bym do tego nie podeszła to i tak jest źle.
On - mówi że powinnam po prostu odpuścić i spokojnie rozmawiać, bez złości , ale i też bez  przesadnego starania się - że za bardzo chce żeby było dobrze...

czwartek, 11 września 2014

!

Och - i tak dziecinnie dałaś się sprowokować - mala co z Tobą ?

Staram się Go i siebie chronić - jednocześnie czując potrzebę opowiedzenia tego wszystkiego.

Odpowiedzialność za podejmowanie decyzji - powinnaś się już tego nauczyć. 

wtorek, 26 sierpnia 2014

list

Och i chyba wygłupiłam się tym listem... jak jakaś nastolatka...
Och !

...

Kolejna zła noc... nie przespana - pełna złych snów - kiedy udało mi się zasnąć może na 2 godziny...
Wstałam wyczerpana - jak po jakimś maratonie - a obrazy z nocnych koszmarów prześladują  mnie cały dzień.

Jestem pełna złych przeczuć - mam ogromną ochotę napisać "wszystko w porządku" - ale raczej On nie chce ze mną gadać - powinnam zostawić Go w spokoju...

Moja mama - ta która uważała że , pomoc psychologa kiedy tato umierał , to zły pomysł - argumentując - no bo co sąsiedzi powiedzą i że to lekarz od czubków - ta sama moja mama - wysyła mnie do psychologa, ba nawet do psychiatry... Myślałam ze udawanie że dobrze się czuje idzie mi całkiem nieźle - przecież zachowuje się normalnie - tylko kiedy nikt nie widzi...
Czy to znaczy że zmieniłam się aż tak bardzo... muszę nad tym pomyśleć...

czwartek, 21 sierpnia 2014

wspomnienie

Letni ciepły wieczór... park - oświetlony pomarańczowym światłem latarni... kojący szum fontanny...
Ja - w letniej sukience, rozpuszczonych włosach - siadam na murku parkowej rabtaki  i zbieram lawendę...
On stoi przy fontannie, czuje że mi się przygląda - pochodzi do mnie - słyszę jego kroki - zatrzymuje się tuż za mną... zbiera moje długie włosy w swoje dłonie - zaplata pomiędzy palce - odsłania mój kark... delikatnie dotyka dłonią odsłoniętej skóry karku... zamykam oczy - w tej jednej krótkiej chwili świat się zatrzymuje - moje ciało reaguje na ten Jego krótki dotyk natychmiast - dreszczem od stup do głów... włosy rozsypują się po plecach - zaczynamy o czymś rozmawiać - świat jakby wraca do mojej świadomości... kolory i dźwięki znów nabierają wyrazu...

i jakże dalekie to wspomnienie dziś...

środa, 20 sierpnia 2014

...

Obudziła się we mnie ciekawość - uśpiona ostatnio... zamarzyła mi się kawa z bananami - a co... !
Wyszukałam przepis w internecie ( dziękując za takie dobrodziejstwo, które umożliwia mi spełnienie takiej zachcianki, natychmiast ), poczytałam ten przepis,  poczytałam...  i zrobiłam po swojemu ;) no dobrze nie wyszło mi - ale jakoś szczególnie się tym nie przejęłam :) liczy się inwencja twórcza i chęć odkrywania nowych smaków  i swoich możliwości - prawda :) 

Szukam pomysłu na nową zasłonę - którą chce uszyć sama i  nowy pomysł mam na moją garderobę - tato powiedziałby z uśmiechem "coś Ty znowu wymyśliła" - a potem dzielnie pomagałby mi w realizacji każdego mojego pomysłu - z anielską cierpliwością - której zawsze miał dla mnie najwięcej...

Spacerując po moim ogrodzie - planuje jego jesienny "remont", chodzę i myślę - to zrobię tak a to inaczej, to posadzę tu a to tu - i myślę o czym jeszcze powinnam doczytać, czego jeszcze powinnam się dowiedzieć - żeby było pięknie,  radośnie i kolorowo... 

 Wiesz... i romans mam... codziennie wieczorem tuż po kąpieli, pachnąca, spokojna otulona kocem - zasiadam przy Januszu Leonie Wiśniewskim... liczyłam na to że mnie porwie swoją inteligencją, szarmanckim zachowaniem, namiętnością  i tą swoją szorstkością zaplątaną w czułość... tak jak to robił do tej pory - szczególnie przy "samotności w sieci "...  a tymczasem nudzi mnie... choć to dopiero dwadzieścia przeczytanych stron - dam mu jeszcze szansę - niech zna moje dobre serce... tytuł brzmi zachęcająco "Miłość oraz inne dysonanse " a recenzja przekonuje że to powieść pełna namiętności i muzyki...


wtorek, 19 sierpnia 2014

o niczym...

Mam w pokoju trzy pary kapci - jedne wystają spod łóżka, drugie spod fotela a trzecie lukają na mnie spod stołu... zbiegam na bosaka na dół - wracam z kolejną parą kapci...
Filiżankę z kawą - znajduję w przeróżnych miejscach całego domu - ja nie pije kawy jak człowiek - przy stole - ja piję kawę cały dzień - kiedy w końcu ją znajdę...
Sprzątam w pokoju, sprzątam w ogródku - nawet pulpit mojego komputera wygląda jak nie mój - tyko kilka ikonek - cud jakiś... sprzątam też w mojej głowie - taka zapracowana jestem... - bardzo.
Zrobię sobie romantyczną kąpiel - myślę - taką z gorącą wodą,  pianą po brzegi i świeczkami - zrelaksuję się - myślę naiwna... uwielbiam ten moment kiedy zanurzam ciało w wodzie - to jest przyjemne... siedzę sobie w tej wodzie - teraz czas na relaks - myślę... myślę... myślę... bawię się pianą jak mała dziewczynka, podrzucam kulki do góry, dmucham, rozbijam dłońmi - zabawne przez chwilę... wychodzę z wanny po 5 minutach - "nudzi mnie ta kąpiel" - taki mam relaks...
Chciałam ostrzec - że śpiewanie "kiedy powiem sobie dość"  ONA - na cały głos z pełną ekspresją - podczas prowadzenia samochodem - może być niebezpieczne... w ostatniej chwili odbijam na drugą stronę jezdni - widząc przerażenie w oczach kierowcy z przecieka - śmieję się wniebogłosy - taka jestem rozważna..

czwartek, 14 sierpnia 2014

zwyczajnie

W  nocy obudziła mnie nadchodząca burza - jak zwykle to ja pierwsza z domowników - budzę się zamykam okna, sprawdzam czy wszystko w porządku... Mama mówi żebym położyła się z Nią - na dole jest ciszej i spokojniej - niż w moim pokoju na pietrze... zgadzam się spontanicznie - ale kiedy tylko się położyłam - przypominam sobie jak ostatnio tu spałam - kiedy tato umierał - na tym łóżku - pomimo tego że burza już przeszła - długo nie mogę zasnąć...

Coraz częściej pojawiający się ból głowy nie daje mi spokoju - sądziłam że mi przejdzie, że potrzebuje trochę uspokoić myśli, wyciszyć się - nie przechodzi  a wręcz się nasila...

Szukam dobrych rzeczy, dobrych drobiazgów - tak jak zawsze to robiłam...
Tylko jakoś tak wszystko pod górkę - ostatnio... może tak ma być...

Zwijam się na fotelu w kłębek - tak jak lubię - wsłuchuje się w stukot kropli o parapet - próbuje czytać


wtorek, 12 sierpnia 2014

po mojemu

I zrobię to wszystko po mojemu - tak bardzo po mojemu -
ze strachem tuż pod skórą
z energią która mogłaby ogrzać słońce,
z uporem - wręcz maniaka
z histerią - no bo co będzie jak...?
z poczuciem - że przecież mogę wszystko 
zrobię to wszystko po mojemu - po mojemu

niedziela, 10 sierpnia 2014

o Nim...

Ma niebieskie oczy - obsiane siateczką zmarszczek - które kiedy się uśmiecha - uwielbiam...,  mogę sobie przypomnieć kilka odcieni tego błękitu - który się zmienia w zależności od świata, nastroju - najbardziej uwielbiam ciemne, zamglone, intensywne - kiedy mnie pragnie i te figlarne, jasne, radosne - kiedy łobuzuje...
Ma włosy zawsze w nieładzie - które dodają mu uroku - uwielbiam wplatać w nie swoje palce...
Ma brodę która dodaje mu męskości...  w której dobrze wygląda - nigdy nie lubiłam mężczyzn z brodą - jego brodę uwielbiam - lubię jej dotyk na mojej skórze... 
Ma usta... których bliskość powoduje dreszcz w całym moim ciele - mogę je całować godzinami...
Ma ciało które idealnie pasuje do mojego ciała, ramiona, barki, plecy, brzuch, nogi - uwielbiam wędrować moimi dłońmi po Jego ciele - chce wiedzieć które miejsce na Jego skórze łaskocze a które podnieca... trzy pieprzyki ułożone w trójkąt tuż obok pępka - uwielbiam je..
Ma ramiona - w których czuję się absolutnie bezpieczna
Ma dłonie które kiedy trzyma mnie za rękę - kiedy idziemy przez miasto - świat wygląda inaczej, piękniej, bezpieczniej... tylko Jego dłonie znają każdy zakamarek mojego ciała...
Kiedy na Niego patrze, czuje całą sobą jak bardzo mi się podoba, wystarczy że jest blisko, stado motyli panoszy się w moim brzuchu... Nigdy nie czułam tak intensywnie - bliskości z drugim człowiekiem, żaden mężczyzna nie podobał mi się tak bardzo jak podoba mi się On.
próbowałam zasnąć - a przynajmniej powinnam się trochę przespać - bo o 1 w nocy wyruszam w trasę... i to będzie w zasadzie moja pierwsza tak daleka podroż samochodem - zdając się tylko na GPS - życz mi powodzenia ;) 

zamigotał tel. "zróbmy jutro coś szalonego" - odpisuje " cokolwiek to będzie - zgadzam się"

Jedziemy samochodem - pęd powietrza, które wpada przez szeroko otwarte okno rozwiewa mi włosy, wychylam twarz i czuje mocne promienie słońca, głośna muzyka dodaje energii i wprawia w dobry nastrój - prędkość z jaką jedziemy dodaje odrobinę adrenaliny - samochód wypełnia głośny beztroski śmiech i swobodna rozmowa - zamykam oczy i chłonę to wszystko... uśmiecham się i myślę że tak smakuje młodość...   z mojego zamyślenia wyrywa mnie pytanie - "Beti co się dzieje"... yyy że ze mną coś się dzieje? "no tak - nic nie mówisz - jesteś inna niż zawsze"
odpowiadam uśmiechem i wymijającą odpowiedzą, żartem kieruję rozmowę na inny temat...

Jedziemy na odkryty basem - pogoda jest cudowna - mnóstwo słońca i lekki wietrzyk... lokujemy się na trawie - wyciągam się cała na kocyku - wystawiam swobodnie ciało do słońca...
i myślę sobie - "nie mała - nie tym razem - nie będziesz się przejmować kilkoma kropkami na pośladkach i nogach oraz tym że Twój brzuch jest za duży, i że masz piersi na które wszyscy zwracają uwagę - proszę Cię - taka jaka jesteś jesteś idealna - koniec kropka - jak każdy człowiek "
zawsze miałam problem z jakimiś minimalnymi niedoskonałościami mojego ciała - choć powinnam dziękować codziennie na kolanach matce naturze że mam taką figurę - w zasadzie bez żadnego wysiłku...

otwieram oczy i próbuję włączyć się do rozmowy - do naszej paczki dołączyło kilka osób - znajomi znajomych... uśmiecham się szczerze i zaczynamy rozmawiać - jest dobrze, swobodnie, spokojnie - leniwie wręcz... :)

To co idziemy do wody - pada moja propozycja - mam plan - nauczycie mnie dziś pływać - rzucam wyzwanie :) to są moje początki przygody z wodą, basenem, pływaniem... trochę się boje... wchodzę pierwsza do wody - jest lodowata - w porównaniu z moją rozgrzaną słońcem skórą... a potem była cudowna... to był dobry dzień - może byłam i milcząca i zamyślona i trochę daleka - ale w miarę spokojna i zadowolona z chwili...

I jeszcze chciałabym żeby On był obok mnie... - bardzo bym chciała

piątek, 8 sierpnia 2014

...

Idę dziś na pogrzeb, siostry mojej cioci, zaczęła chorować na raka w tym samym czasie co mój tata...
Oboje walczyli z chorobą przez rok czasu...
Boje się tam iść - wiem jak to boli - choć pewnie każdego "boli" inaczej... odpycham wspomnienia z pogrzebu mojego taty na samo dno mojej duszy - ciągle powtarzając sobie dyrdymały że: "tak miało być" , "że nic nie można zrobić" , "że trzeba się z tym pogodzić" , "że tato bardzo by chciał żebyśmy sobie radzili"  - powtarzam sobie te słowa jak magiczne zaklęcia które w tajemniczy sposób mają sprawić że wszystko będzie dobrze... boje się że to wszystko uderzy we mnie ze zdwojoną siłą...

Chciałabym pójść potańczyć- wyrzucić z siebie wszystkie złe emocje - zatracić się w tym - w ruchu, muzyce energii - i bardzo chciałabym mieć Go obok siebie - z Nim taniec smakuje inaczej, bardziej intensywnie...

czwartek, 7 sierpnia 2014

dobrze

Jest po prostu dobrze...
a lepiej byłoby tylko wtedy - gdybym mogła się teraz w Niego mocno wtulić...
tak jak lubię ja i tak jak lubi On...

sobota, 19 lipca 2014

Biegałam... zmęczona i spocona wchodzę do kuchni po szklankę wody z lodem - szybki rzut okiem na stół sprawia że w mojej głowie kotłuje się od przekleństw... jest grubo po 21 - a na stole spokojnie stoją sobie 2 ogromne kosze z grzybami... siostra w żaden sposób nie pofatygowała się żeby je obrać - no bo i po co...
więc zabieram się za grzyby... i słyszę dźwięk mojego tel. biegnąc po schodach ażeby zdarzyć odebrać zastanawiam się któż to może być o tej porze... spoglądam zdziwiona - On...

"co robisz ? " "grzybki sobie obieram ;) "
i słyszę że jest z kolegami, że maja ochotę na imprezę, że może pojadę z Nimi, że bardzo by chciał, że do Rzeszowa, że ja mam prowadzić Jego samochód...  o której pytam jeszcze spokojnie - no że w sumie to teraz -  słyszę odpowiedź...  zupełnie spontanicznie się zgadzam - za 15 minut mogę wyjechać z domu - rozłączam się i biegnąc pod prysznic wpadam w panikę...

Czy któraś z Was próbowała być gotowa do wyjścia na imprezę w 15 minut? :)
W głowie moje myśli galopują szybciej niż stado wystraszonych koni... w co ja się ubiorę, nie mam czasu nawet na jakiś sensowny makijaż  no i włosy - co ja zrobię z włosami  - coraz bardziej zdenerwowana - mam przed oczami te wszystkie dziewczyny zrobione od A do Z - z makijażem jak od kosmetyczki i włosami jak od fryzjera w ciuchach jak z dobrego żurnala... panika - będziesz wyglądać jak szara myszka - i tylko wkurzam się na siebie - to w zasadzie nasza pierwsza wspólna impreza razem - na dodatek z Jego kolegami - będę się czuć okropnie - już oczami wyobraźni widzę jak On wodzi oczami po tych wszystkich fajnych dziewczynach i jak bardzo niekorzystnie będę wyglądać ja  głupia, głupia, głupia...  panika...

i nagle w mojej głowie jedno wielkie STOP - uspokój się - przecież lubi cię za twoja osobowość, za to jaka jestem - podobasz mu się cała - a nie to co masz na sobie - spokojnie...
dwa głębokie wdechy - wkładaj na tyłek obcisłe dżinsy w których fajnie wyglądasz i dobrze się czujesz-do tego moje ulubione czerwone szpiki - ok "dól" jest ok:) teraz góra... zwykła czerwona koszulka - typu bokserka - wkładam do spodni- zakładam pasek - wpinam czerwone kolczyki...
podkreślam szybko oczy, odrobina różu na policzki - przyglądam się sobie w lustrze - ogólnie ok - ale  tak jakoś bez wyrazu... usta- czerwone usta - pojawia się myśl jak błysk w żarówce... i jeszcze ten malinowy żakiet.. i zadowolona z siebie wybiegam z domu - gotowa w 15 minut... i trochę się denerwuję tymi Jego kolegami ta imprezą...

jestem na miejscu - widzę że idą w moją stronę - jedno spojrzenie w Jego oczy i znikają wszystkie obawy...

Nie jestem jakimś super kierowcą,- w miarę sprawnie poruszam się moim samochodzikiem po moim mieście... a tu nagle wsiadam do Jego samochodu i mam jechać do zupełnie innego miasta- gdzie nigdy nie była... i kiedy On jest obok mogę robić takie rzeczy...

Czy któraś z Was próbowała prowadzić samochód z trzema facetami w środku - każdy ma inny pomysł na to jak powinnam to robić i którą drogą powinnam jechać, kiedy przyśpieszyć i kiedy zwolnić... i ja zosia samosia... sprzeczka gotowa :) i widzę że coś go ugryzło - doceniam że się nie złości- ale widzę że zamilkł...
O nie... więc się zatrzymuje - "musimy pogadać "  w samochodzie cisza jak makiem zasiał - koledzy struchleli..
Wysiadam wyrzucam z siebie słowa jak z karabinu maszynowego - że mi nie pomaga, że wie że się denerwuję, że przestał się odzywać, że jak źle prowadzę to niech mi powie, że we mnie nie wierzy, że ma mi nie zabierać kierownicy... a On bierze moją twarz w swoje dłonie i zamyka mi buzie pocałunkiem - "mała" - i tłumaczy jak dziewczynce - że wie że się denerwuję, że próbuje mi pomóc- ale że go nie słucham i że chce wszystko sama - że dobrze prowadzę, że mi ufa-  tyko że mam słuchać tego co On do mnie mówi a nie wszystkich naraz... i całuje jeszcze raz  - no dobrze - odpowiadam :)
i myślę sobie ze Go uwielbiam  - pasuje do mnie - uzupełnia mnie - kogoś takiego potrzebowałam- kogoś kto potrafi mnie tak uspokoić... to dla mnie nowość...

przy Nim wszystko jest proste... wchodzimy na parkiet - tańczę pierwszy raz od bardzo dawna - czuję się absolutnie szczęśliwa - a  Jego obecność sprawia że w moim  brzuchu  stado motyli rozgościło się na dobre... Obserwuje Go jak tańczy i myślę sobie " boże jak On mi się podoba "...
i cały świat nie istnieje - jest On tylko dla mnie i ja tylko dla Niego... wypełnia mnie radość i poczucie wyjątkowości Jego dla mnie i mojej dla Niego.






wtorek, 15 lipca 2014

plan na szczęście

I cały dzień dziś słyszę w mojej głowie słowa wypowiedziane do mnie z taką siłą i złością, jakiś rok temu ... "odkąd poznałaś tego faceta, mózg ci wyparował " i dziś myślę że coś w tym jest - a nawet jestem o tym przekonana... - więc mózg mi wyparował i nie myślę...

Stałam się nieporadna, dziecinna, kapryśna - i okropnie narzekająca na siebie - "na siebie" słyszysz to ?
ciągle narzekam  na swoje zachowanie - ja przeciwniczka narzekania, marudzenia - teraz nagle tylko na siebie narzekam...  narzekam na wszystko co się da, na mój charakter , na mój wygląd, na moje życie - na wszystko... - i genialna jestem w tym narzekaniu... :D

Z rozmachem i determinacją wyrywając chwasty z mojego ogródka oraz zeschłe liście cały czas do Niego gadam w myślach  - i to z takim zaangażowaniem... - co najmniej jakby mnie słyszał - brakuje jeszcze mojej jakże wylewnej gestykulacji rąk i sąsiedzi uznają mnie za wariatkę... 
bo mało tego że codziennie rano, w kapciach i dresach biegam do moich kwiatków - zobaczyć który pąk się otworzył, który pachnie, z czułością dotykam płatków i liści - więc sąsiedzi na pewno mają mnie za wariatkę - tylko że jakoś szczególnie mnie to nie interesuje...

A plan na popołudnie mam cudowny... :)
"Ty ciągle masz jakiś plan " - właśnie tak - ja ciągle mam jakiś plan...

 oooo a dziś mam plan na szczęście !!

sama



poniedziałek, 7 lipca 2014

już wiem

na ławce w parku - oświetlonej pomarańczowym światłem latarni...
bezradność - tak silna że zabiera oddech,
złość - która zasłania wszystko,
strach - który paraliżuje słowa,
szloch - którego nie umiałam powstrzymać,
wstyd za łzy które płyną same, jedna za drugą...
i On - naprzeciwko mnie... był, uspokoił, tłumaczył, znosił kolejne moje oskarżenia,

Jego obecność przy mnie tamtego wieczoru bardzo dużo dla mnie znaczy, uczy mnie pokory i bezpieczeństwa, pokazuje że potrafi mnie zrozumieć, że potrafi mnie taką znieść i opanować - to dla mnie bardzo dużo. Już wiem że mogę przy Nim być słaba i bezbronna...


piątek, 4 lipca 2014

marzenie

"Możesz być wcześniej - jeśli chcesz..." suszę moje długie włosy - najszybciej jak się da, robię lekki makijaż i już mnie nie ma - "mamo wrócę wieczorem" krzyczę ze schodów - i pędzę samochodem na kolejne spotkanie z Nim.

Od jakiegoś czasu - jazda samochodem sprawia mi frajdę z głośną muzyką - to przyjemność...

Po kilku dniowych ulewach - świeci piękne słońce - proponuje pojechać w nasze miejsce - punkt widokowy z ławeczką na szczycie... i tak robimy.

I spędzamy tam 3 godziny...
Kładę się na ławce i wpatruję w zupełnie bajecznie niebieskie niebo...  - kiedy On od czasu do czasu pochyla się nade mną - zasłaniając mi ten widok - myślę sobie że tak może już zostać - może zasłaniać mi niebo...

Wygłupiamy się tańcząc w rytm muzyki, śmiejąc się, przekomarzając się na wzajem...
Wtuleni oglądamy zachód słońca które niknie za horyzontem lasu, jest mi dobrze i bezpiecznie...

Siedząc na przeciwko siebie - rozmawiamy o rzeczach dla nas ważnych, o tym co boli, o tym co złości i o  tym jak byśmy chcieli żeby było.

Mam dla Niego urodzinowy prezent, koszule,  w której moim zdaniem będzie wyglądał bosko :)
Kiedy mu ją daje i kiedy dziękuje mi - całując mnie mocno i czule -  kręci mi się w głowie, a tysiące motyli tańczy w moim brzuchu... Nikt nigdy nie całował mnie w ten sposób.

Jeszcze przez godzinę siedzimy w samochodzie - jedząc czipsy pijąc piwo i rozmawiając - jak dobrzy kumple...  choć nie -  kumple nie czują takiego pożądania, nie patrzą tak na siebie i nie całują się tak intensywnie :)

"chciałabyś ze mną być - bo przecież nigdy Cię o to wprost nie zapytałem "
czy bym chciała... - marze o tym...

czwartek, 3 lipca 2014

i już 3 raz w tym tygodniu - kasuje notkę którą napisałam...
za każdym razem potem myślę  " nie rób tak " nie wykorzystuj tego miejsca...
dobrze - więc kolejny raz stłumię to wszystko w sobie 

piątek, 27 czerwca 2014

Marzy mi się poczuć się znów kobieco i lekko - takie mam frywolne marzenie na dziś :)
odgrzebuje spódnice i sukienki które wiszą na wieszakach - nie zakładane od dawna...
o i fryzjer mi się marzy - tzn. wizyta w salonie fryzjerskim - dla jasności ;)
tu nawet nie chodzi o sukienki obcasy i czerwone paznokcie - chodzi o to jak się czuję sama ze sobą - jaka jestem dla samej siebie...

ostatnio wpadam do koleżanki - otworzyła mi jej mama - wymieniamy grzeczności  - nie wiem gdzie uciec przed Jej spojrzeniem - myślę sobie- co jest, brudna gdzieś jestem czy coś... ok założyłam tylko dresy, nie mam makijażu  - ale na spacer przecież idziemy - a nie na imprezę... i słyszę komplement że ładnie i młodo wyglądam - pełna konsternacja... yyy dziękuję... i po raz chyba setny przekonuję się ze to co ja sama myślę o sobie nijak się nie ma do tego jak widzą mnie inni...

Uczę się dobrego myślenia o samej sobie od bardzo już dawna... Już nie wyzywam siebie w myślach od idiotek i kretynek... - już nie... Teraz staram się uczyć na błędach, iść do przodu i być dla samej siebie wsparciem...

Podobno za dużo rzeczy chce na raz i za dużo o tym myślę i zmęczona myśleniem nie robię nic... :)
Po dogłębnym przeanalizowaniu sytuacji - robię małe kroki do przodu w kilku najważniejszych rzeczach.

Znam siebie - czuje że jak nie zacznę znów dobrze  myśleć o sobie, o przyszłości, o miłości, o przyjaźni, o życiu w ogóle to spadnę na samo dno... to tak jakbym chodziła sobie po krawędzi - czuję że jeszcze trochę takiej egzystencji i się załamię...
ale to jeszcze nie teraz :P

Hm... jadę z "moimi chłopakami"  kupować używane opony do mojego samochodu - czy szpilki i spódnica do dobry strój ?

Odrobina przekory - a co  :)

wtorek, 24 czerwca 2014

Dojechałam pierwsza w umówione miejsce - nie mogłam się powstrzymać przed spacerem przez znane mi leśne ścieżki dzieciństwa...
Przyjechał , wyszedł w moją stronę... kiedy Go zobaczyłam - musiałam się powstrzymać żeby nie zacząć biec w Jego stronę - byle jak najszybciej znaleźć się jak najbliżej.  Więc, staliśmy na środku leśnej ścieżki wtuleni w siebie, całując się namiętnie...
wspólny spacer,
wspólna namiętność,
wspólna tęsknota,
wspólny śmiech
Wszystko to z Nim - jest takie jak być powinno, takie jak zawsze chciałam.

Czasami mam wrażenie że zaraz ktoś mi powie "żartowałem - to w cale nie dzieje się naprawdę ".

Ale puki się dzieje - chciałam ogłosić wszem i wobec "Chwile z Nim są niesamowite".

niedziela, 22 czerwca 2014

muszę

Dziwnie się ostatnio czuje - tak "dziwnie" to bardzo trafne określenie, jak nie ja... tak jakby ktoś do mojego ciała włożył zupełnie inny umysł i inną duszę..
Usiadłam dziś na łące wśród wysokiej trawy - patrzyłam na chmurne niebo, przebijające się promienie słońca- tak jak by chmurom na przeciw, słuchałam świergotu ptaków - i z całej siły próbowałam uspokoić galop moich myśli. Może o to chodzi że ciągle czegoś od siebie wymagam... ciągle o coś mam do siebie pretensje - ciągle o coś mi chodzi - bo mogę lepiej, inaczej - i sama nie wiem jak jeszcze...
Czuje się jak ufoludek w brudnych kaloszach...
Mam w głowie jedno wielkie ogromne "MUSISZ"
muszę umieć rozmawiać z mamą,
muszę umieć radzić sobie ze stratą po śmierci taty,
muszę znaleźć prace - teraz już,
muszę cieszyć się życiem- no co takie krótkie, no bo ważne są chwile...
muszę panować nad sytuacją w domu,
muszę być silna, poukładana no i radosna - przecież "MUSZĘ"

Chcę znów zakochać się w życiu...

czwartek, 12 czerwca 2014

i wszystko poszło nie tak... cieszyłam się na ten wypad z Nim jak mała dziewczynka - nie mogłam się Go już doczekać - przecież tyle miałam mu powiedzieć... tyle się we mnie nazbierało tego wszystkiego - od tygodni moja głowa pulsuje od nie wypowiedzianych myśli... i nie wiem co mi się stało... - jeśli mam czas na dokładne planowanie - to wszystko musi być idealnie - a jeśli coś pójdzie nie tak - jakiś drobiazg to całkowicie wybija mnie to z rytmu - chcę być idealna... 
przygotowałam kolacje - nic specjalnego od kanapki tylko, zapaliłam świece... niby marzyłam o tym żeby sie tylko w Niego wtulić - a od samego początku byłam jakaś zachowawcza...
Tylko kochanie - kochanie z Nim - nie pozostawia miejsca na analizowanie, zastanawiania i rozbieranie wszystkiego na czynniki pierwsze... kiedy mnie dotyka - zagarnia cały mój umysł i ciało. Kiedy się kochamy jestem prawdziwa do szpiku kości - nie ma miejsca na zastanawianie się dlaczego tak a nie inaczej, czy powiedziałam, zrobiłam coś czego zrobić i powiedzieć nie powinnam...

Nigdy nie tworzyłam idealnych związków - ba - nigdy nie tworzyłam dobrych związków... zawsze to wszytko było pełne mojego starania się, dbania, przepraszania bez winy, zaspokajania potrzeb drugiego człowieka, uważania czy kogoś czymś nie uraziłam... i zawsze okazywałam się nie dość ważna, czy nie wystarczająco odpowiednia.

A teraz jest On - który dba o mnie, który pyta, stara się, rozumie... - który przytula kiedy się złoszczę- a nie odwraca się do mnie - który zamyka mi usta pocałunkiem - kiedy gadam bzdury - a nie złości się na te moje bzdury. On przy którym wiem że wszystko mogę.
Boje się tego uczucia - cała filozofia... boję się odsłonić tak do końca, boje się uwierzyć że ktoś naprawdę może czuć tak jak ja - że ja sama mogę być dla kogoś ważna - taka jaka jestem.

Mam do Niego tyle dobrych uczuć - tyle ciepła, radości, uśmiechu, pożądania, podziwu, zainteresowania.  
Zawsze przymykałam oko na określenie "drugiej połowy" a teraz nagle mam poczucie że jest częścią mnie.

Budzą się we mnie stare lęki, bardzo silne lęki... wiem że przy jego boku to minie - potrzeba tylko czasu. Wiem że razem to poukładamy - swoje małe paranoje...

Ma racje - użalam się nad sobą - tak jakby śmierć mojego taty było wytłumaczeniem na wszystko... dość już tego. 

wtorek, 10 czerwca 2014

 i  chciałabym żeby tu teraz był - siedział obok mnie i słuchał tych wszystkich głupich myśli w mojej głowie...
żebym mogła 'wywalić" to wszystko z siebie... głupie smsy - co mam napisać? "przyjedź - potrzebuje Cię"
co mam powiedzieć...
w zamian za to - pisze jakieś durne słowa - sześćdziesiąt parę znaków... i wmawiam sobie że wcale tak nie jest...
" a może kawa dziś "
"dziękuję - ale nie - może jutro "

Dziś jestem bardzo zajęta - zajęta użalaniem się nad sobą...

sobota, 7 czerwca 2014

tęsknie za górami...

wiem powtarzam się - ale przekraczam z Nim wszystkie swoje granice... - boje się tego, z Nim wszystko jest inaczej... mam wrażenie że stąpam po takiej cienkiej granicy - za którą już nie ma odwrotu...

poniedziałek, 2 czerwca 2014

spokój - tym jednym słowem można opisać cały mój dzisiejszy dzień
spokój - zakrapiany radością 

spacer, kawa z mlekiem i cynamonem, truskawki, muzyka, książka...

muszę coś zrobić ze swoim życiem - choć "muszę" to bardzo złe słowo - "chcę" brzmi lepiej 

zawsze to ja byłam iskrą - a teraz nagle potrzebuje zapałek - rozpalanych przez czyjeś dłonie



sobota, 15 marca 2014

ochota...

W każdej sytuacji - odnajdywać dobre strony - tak miało być - pamiętasz?

Mam dziś ochotę na naprawdę dobry wieczór - w dobrym towarzystwie - samej ze sobą.

Spędziłam dobre popołudnie z rodziną - starałam się zapamiętać jak najwięcej szczegółów...
Chciałam się zatracić w śmiechu taty - kiedy bawił  się z wnukiem - wyryć w sercu ten dźwięk... zapamiętać rozpromienione oczy mamy... małego bratanka kiedy dawał całusa cioci... - kiedy wszyscy śmialiśmy się z popisów małego... chciałam te chwile zatrzymać... być może to ostatnie z tak radosnych chwil w naszej rodzinie...

Siedzimy w kawiarni - na kolorowych fotelach, śmiejemy się, rozmawiam... i nagle robi się poważnie...
"Jestem z Ciebie dumny - wiesz? "
" Ze mnie - dlaczego" - pytam lekko zaskoczona...
" Bo sobie radzisz, jak nigdy wcześniej, masz cele, idziesz do przodu, jesteś inna niż kiedyś, naprawdę jestem z Ciebie dumny" słucham tych słów z niedowierzaniem - że ja sobie radzę ?  kiedy mam poczucie totalnej porażki...
"Nie, w takiej sytuacji jaką  teraz masz - radzisz sobie bardzo dobrze- nie każdy by tak potrafił..."
może...

" ale czekaj, czekaj - że Ty nie lubisz własnego ciała? " - spojrzenie w moją stronę jak na jakąś kosmitkę..
"no tak, tak mam " - dopowiadam spokojnie...
" co Ty gadasz... czy Ty widzisz jak faceci patrzą na Ciebie w klubie, jak na apetyczny kąsek, gotów jestem się założyć że podobasz się każdemu facetowi... kobieto Ty jesteś idealna, wrzuć na luz, więcej wiary w siebie..."
i taka zbuntowana myśl - "nie obchodzą mnie Ci wszyscy faceci w klubie " - no tak kobieto - ważne co Ty sama masz w głowie...

No dobrze, zadbam dziś o to moje idealne ciało i zbuntowane ostatnio serce... zabiorę siebie do łazienki rozproszonej tylko światłem świec... zanurzę się w wannie wypełnionej gorącą wodą po brzegi - z dodatkiem mleka i miodu... włączę muzykę która koi zmysły...  zatracę się w gorących myślach o Nim...
potem starannie w każde centymetr mojego ciała wetrę balsam, we włosy odżywkę...
owinę siebie w ciepły miękki koc

i mam ochotę na dobry erotyczny film...


z całych sił - postaram się nie myśleć o tym - że Ona spędza u Niego noc...

czwartek, 6 marca 2014

przerażona...

Obudziłam się rano i pomyślałam:  "to będzie dobry dzień"
Wstałam wcześniej niż zwykle, zrobiłam sobie dobre śniadanie, z zapałem zabrałam się za gotowanie obiadu... Uporządkowałam pokój, uporządkowałam swoją garderobę - poukładałam kolczyki - żeby mieć pod ręką, pomyślałam dziś pomaluję paznokcie na czerwono... i dziś zasieję pierwsze kwiatki, zrobię zakupy w "ogrodniczym" i może w końcu zacznę blogować o ogrodnictwie - rozwinę swoją pasję... Jestem pełna zapału, pomysłów w wyśmienitym nastroju...

Nagle brat mówi:  "B. zginęła w wypadku samochodowym dziś rano". O co chodzi ? - takie rzeczy nie zdarzają się w takiej małej mieścinie w której mieszkam - takie rzeczy zdarzają się "innym" - to nie może dotyczyć ludzi których znam... a kto powiedział że nie może...
Pierwszy odruch - internet... czytam: samochód taki i taki czołowo zderzył się z samochodem takim i takim...myśl automatyczna silniejsza od rozsądku " co robił On? czy jest jakakolwiek szansa że On mógłby być w drugim samochodzie" i poczucie lęku - tak silnego... bo przecież nawet gdyby coś się stało Jemu - mnie by nikt o tym  nie poinformował, ja nie mam prawa wiedzieć... rozsądek wraca na swoje miejsce - zginęła tylko 23 letnie dziewczyna... "tylko" - spoglądam w oczy taty - i czuję że muszę wyjść z pokoju... za dużo tej śmierci "tuż za rogiem". Siłą woli powstrzymuję siebie przed tel do Niego...

Jestem przerażona kruchością tego wszystkiego - przerażona...
Z wychudzonej twarzy mojego taty widać tylko błyszczące oczy...
Przynoszę herbatę - odnoszę pustą szklankę...  Pytam "jesteś głodny?" - wychodzę,  "bardzo Cię boli?" - wychodzę  "jak się czujesz?" - znów wychodzę... Wychodzę i wracam - opowiadam o kwiatkach które zamierzam posiać, przynoszę kolejne książki - pytam o czym są - znów wychodzę..  
I kiedy pomyślę że może Go nie być - serce rozrywa się na kawałki - nakazuje sobie spokój - rozkazuje sobie : uśmiechnij się... Rozmawiam z mamą w kuchni - jak zwykle sprzeczamy się o racje... i nagle słyszę tatę z drugiego pokoju, z za ściany, z za drzwi... który jak zwykle mnie broni - jak zwykle stoi po mojej stronie... nie daje rady - wybiegam do siebie do pokoju - i roztrzęsionej nakazuje sobie spokój...
Mam wrażenie że traktujemy Go jak mebel - jak stały element łóżka z którego już prawie nie wstaje... - tak bardzo chciałabym powiedzieć "Kocham Cię" , albo chociaż "nie bój się - jesteśmy z Tobą" - nic takiego nie przejdzie mi przez usta - nigdy nie przeszło - nienawidzę siebie za to...
U mnie w "normalnym" domu nigdy nie rozmawiało się o uczuciach, nikt nigdy nie mówił o czymś takim jak "kocham, albo jesteś dla mnie ważny"... Każde z nas - zamknięte w swoich czterech ścianach - w jednym domu - cierpi na swój własny sposób... Nie jesteśmy w tym razem - a ja tak bardzo czuje -  że powinnam coś z tym zrobić... czuję się odpowiedzialna za milczenie... czuję się odpowiedzialna za samotność mojego taty...

śmierć tej dziewczyny - ten wypadek - ta jedna chwila... nie umiem sobie tego poukładać... to mogłam być ja, to mogłeś być Ty, nie umiem o niczym innym myśleć... przeraża mnie ból Jej rodziny - i Ci wszyscy durni ludzie którzy będą na nim żerować... nie umiem o niczym innym myśleć...
Jak poradzić sobie ze śmiercią?


środa, 5 marca 2014

kiedyś

Nie lubię ostatnio swojego ciała - a zawsze lubiłam... lubiłam czuć się kobieco - kiedyś lubiłam...
Teraz, teraz przeszkadzają mi drobiazgi - nie podobam się sobie samej - nie czuje się kobieco...
Kiedyś zakładałam spódnice i sukienki, malowałam paznokcie na czerwono, zakładałam kolczyki, bransoletki, malowałam usta... Lubiłam czerwień i błękit - teraz ubieram się w czernie i szarości...

Kiedyś miałam dużo do powiedzenia - dusza towarzystwa której nie zamyka się buzia... dużo opowiadałam, gestykulowałam, żartowałam - tętniłam życiem..
teraz jestem przygaszona, nie wyraźna, nieobecna.. Zamykam się w sobie, to co przeżywam zostawiam dla siebie, nie opowiadam - bo mam wrażenie że nie mam nic do powiedzenia.... że może w sumie to nikogo nie obchodzić...
Kiedyś potrzebowałam ludzi jak powietrza - teraz... teraz jestem sama jak nigdy w moim życiu... - tylko jakoś szczególnie mi to nie przeszkadza... zamykam się w jakiejś obojętności...

Wymagam od siebie - spokoju, opanowania, chłodu... nie pozwalam sobie na zbyt wiele łez - bo to nic nie zmieni, niczego nie wytłumaczy, niczego nie naprawi - nakazuje sobie spokój, obojętność...
Nie rozmawiam z siostrą, nie rozmawiam z mamą, nie rozmawiam z tatą - jestem obok nich - uciekam w swoją samotność kiedy tylko mogę... chłodna opanowana bez życia jak nigdy wcześniej...

Nie wiem jak długo wytrzymam

zbyt mocno

i w kółko powtarzam to samo - jak katarynka - że jesteś wyjątkowy, że dużo dla mnie znaczysz, że bardzo Cię kocham - tak jak by to były jakieś magiczne zaklęcia - rozwiązujące każdy problem...
głupia jestem i tyle...
Głowa mi pęka - czuję że zaraz eksploduję...
Czuje- że to rozbicie - że to trochę przeze mnie -  a może za bardzo sobie schlebiam...
Czuję że nie potrafię mu pomóc, nie wiem co mam powiedzieć, zrobić - żeby było lepiej - nie wiem jak sprawić żeby lepiej się poczuł, żeby miał więcej siły...  nie umiem - nie wiem jaka mam być - ażeby było mu lepiej... Mówi że go znam, że wiem - ale to nie prawda - przestraszyłam się dzisiaj - przecenia mnie...
Zamykam się, a On pomyśli że to przez Niego, przez to co mówił, pomyśli że nie powinien mi pokazywać wszystkich swoich uczuć... - a może po prostu jestem zbyt słaba... zbyt mocno to przeżywam
Łudzę się że obecność pomoże, że ciepło i bliskość to lek na wszystko - a może On wcale tego nie potrzebuje... myślę tylko o sobie

wtorek, 4 marca 2014

...

Źle się dziś czuje fizycznie...
Dni jakoś tak szybko uciekają... - wiosna coraz bliżej...
Jestem jakaś uśpiona, zmęczona dzisiaj.

Wczoraj bardzo zmarzłam na bardzo długim spacerze... Lubię chodzić na spacery z przyjaźnią - dużo śmiechu, wygłupów i żartów, oraz poważnych rozmów o tym co nas boli... Nasza przyjaźń z N. ma wzloty i upadki - teraz jest w lepszej formie - cieszy mnie to.

Zauważyłam ostatnio że kurs tańca - dodaje mi swobody na parkiecie - pomyślałam  że to tak jak z  czytaniem książek - jeśli czytasz masz bogatszy zasób słów - ja zyskuje bogatszy zasób ruchów.
Sobotnia noc - to mimo wszystko była dobra noc - pomimo stłuczki, pomimo myśli o Nim - to była dobra noc. Jedna z tych kiedy choć przez chwilę można zapomnieć o wszystkim. Ubrana w pudrowe dżinsy, trampki i zwykłą bokserkę - czułam się całkowicie swobodnie - w około pełno "zrobionych dziewczyn".

"Lubię Cie - bo Ty jesteś taka radosna " - uśmiecham się tylko - myśląc o tym - jak bardzo miałam smutne serce tamtej nocy.
Taka jestem - uśmiech mam pod skórą. Uśmiecham się mijając się z kimś z drzwiach, uśmiecham się na ulicy, uśmiecham się robiąc zakupy... Pomimo głębokiego smutku w sercu i zapłakanych oczu... Bardzo często -  nawet kiedy coś mnie bardzo boli, nawet jeśli jest to dla mnie trudny czas - ja wśród ludzi potrafię się śmiać głośno i wyraźnie. To nie jest tak że udaję - ja żyje chwilą - kiedy coś mnie boli - jestem smutna - kiedy coś mnie rozweseli - śmieje się głośno.
Nie lubię zatracać się w smutku - nie lubię być "smutna na siłę" , nie lubię powtarzać że "nic mi się nie chce" , nie lubię marudzić...

Moje rany, mój smutek przeżywam bardzo mocna, ale moją radość mój śmiech przeżywam tak samo.

Pierwsza poważna rozmowa o tym co dalej z tatą. Nie wiem jak pomóc moim rodzicom - czuje że się od siebie oddalają. Coraz częściej się kłócą - tato chce zapomnieć o swojej chorobie - mama martwiąc się cały czas pyta jak się czuje - sprzeczka gotowa...
Tato coraz częściej wybiera samotność, mama coraz częściej chodzi ze łzami w oczach... - ja się temu przyglądam i nie wiem co mam zrobić - a czuje że coś powinnam. 

Mój tato jest chory na raka.
Nie, nie chcę słyszeć żadnego "będzie dobrze" , albo "tak bardzo mi przykro" - nie chce tego słyszeć.



czwartek, 27 lutego 2014

tak jakoś...

I przypominam sobie że przecież muszę sobie radzić sama... kiedy tylko dostałam tą wiadomość chciałam z Nim porozmawiać, powiedzieć mu o tym - nawet rozmawialiśmy - ale jakoś rozmowa potoczyła się zupełnie inaczej. Pokazywał mi swoje prace - pomyślałam kilka rzeczy, o których mu nie powiedziałam - jestem jakaś "zachowawcza".
Tłumię w sobie złe emocje - zupełne nie potrzebnie tyle rozmyślam... - cały dzień miałam w głowie to że Ona miała urodziny, zastanawiałam się jakie Jej złożył życzenia, co Jej kupił, jak spędzili ten dzień, jak ją przytulał, ucałował. Ona jest bliską częścią Jego życia, ma na co dzień jego obecność, ma poczucie ważności dla Niego. Ja czuje się taka daleka - już słyszę w głowie to Jego "wcale tak nie jest".
Mam zdolność do zapamiętywania wszystkich złych rzeczy, przykrych słów - potem kiedy zostaje sama - automatycznie przypominają mi się tylko te złe rzeczy... Problem polega na tym że ja chcę znać prawdę, chce to wiedzieć... nie umiem sobie z tym radzić...

Miałam bardzo nie spokojną noc. Brakuje mi biegania - kiedy mogę wyrzucić z siebie wszystkie emocje.
Cały czas tłumaczę sobie, że przecież nic się nie dzieje, że czas pokaże, że spokojnie - i takie tam frazesy.
Nie mam nic takiego co pozwoliłoby mi odetchnąć, złapać dystansu...

I zupełnie nie znoszę się tak czuć - jak jakaś mała nie poradna dziewczynka - nie znoszę...
Ogarnij się kobieto i to już - natychmiast... !!

wtorek, 25 lutego 2014

a co to jest miłość?

Mój zaspany organizm woła do mnie cichutko - kawa, kawa - potrzebuje kawy natychmiast... - ale co się mu dziwić po 3 godzinach snu... więc pije kawę z mlekiem - tzn. mleko z kawą - nazywajmy rzeczy po imieniu... 

Czy moje życie naprawdę musi wyglądać jak jakaś rozpędzona karuzela... ? - no dobrze, na to pytanie powinnam sobie odpowiedzieć sama... 
Mam ochotę na długi spacer po lesie - w słońcu i w ciszy...

Lubię Jego błyszczące oczy - kiedy na mnie patrzy, lubię Jego spontaniczność - kiedy podnosi mnie i kręci w około na środku ulicy, i kiedy namiętnie całuje za rogiem budynku... zaczepne "nie przeszkadzajcie sobie" przypadkowych przechodniów - powoduje u nas atak śmiechu... - nie, nie przestajemy się całować...
Kiedy siedzimy w kawiarni - powietrze jest jakby naelektryzowane, otoczenie mało wyraźne, a pytanie kelnerki "czy można to już zabrać ?" - jest jakby z innego świata... i czuje że ludzie się nam przyglądają, a my chichoczemy,szepczemy twarz przy twarzy - jakbyśmy znali wszystkie tajemnica świata... opowiadamy o lękach, o wspomnieniach, o planach, o rozczarowaniach - i nagle niepostrzeżenie mija 3h - wpatrzeni w siebie, zasłuchani, i żeby być najbliżej jak się da... 
Powrót samochodem jest pełen wygłupów i śmiechu - jak para dzieciaków - a nie dorosłych ludzi... 
Kiedy wtuleni w siebie przy blasku świec rozmawiamy - mam poczucie bezpieczeństwa, bliskości której nigdy z drugim człowiekiem nie czułam... Nasze rozmowy są trudne, czasami bardzo bolesne - słowa które ranią a które trzeba powiedzieć - przecież obiecaliśmy sobie szczerość.. 

Kiedy mnie dotyka przekraczam wszystkie swoje granice... zatracam się w Jego dotyku...

O 3 nad ranem  śmiejemy się do łez z niczego - "bo Ty się śmiejesz". 

Zadziwia mnie bzdurnymi pytaniami "co Ty we mnie widzisz" , albo "dlaczego mnie kochasz" - oczekuje konkretnych argumentów... Tak jakby o uczuciu można było mówić  konkretami... co mam mu powiedzieć? że Jego uśmiech na twarzy - to radość w moim sercu... że interesuje mnie co myśli, co czuje... że rozmawianie z Nim - to przyjemność, że uwielbiam każdy centymetr Jego ciała, że sama Jego obecność powoduje że jest mi porostu dobrze, że patrze na Niego i czuję jak bardzo Go pragnę... że Jego smutek, Jego lęki to mój smutek i mój strach... że czuję jakby był częścią mnie od zawsze... 
Oczekuje ode mnie odpowiedzi w stylu :"kocham Cię za to i za to"...  nie - kocham Cie bo po prostu jesteś...

O 4 nad ranem śmiejąc się sprawdzamy w Wikipedii - co to jest "miłość" 
O 6 nad ranem nie możemy się rozstać - zatraceni jeszcze w kilku minutach namiętności...

sobota, 22 lutego 2014

oblicze zdrady

Ja już chcę być w klubie, tylko tam zapominam o wszystkim...
Chcę żeby muzyka zagłuszyła każdą myśl w mojej głowie...
Chcę poczuć się piękna, chcę czuć się swobodnie - pozwolić ciału wyrazić - to wszystko co skrywa dusza.
Zdradził mnie - jakkolwiek nie mam prawa tak mówić - zdradził mnie.
Choć wcale może nie jest tak źle - obojętność to piękna cecha - jest taka granica za którą można wejść i w tedy już jestem bezpieczna...
Łzy popłynęły same bezwiednie - nie potrafiłam ich zatrzymać - i cały czas sobie powtarzam jak mantrę- uspokój się, uspokój się... cała gama odczuć - strach - to chyba dominujące odczucie...
Nie zauważyłam że coś jest nie tak, nie zauważyłam...
Chciałabym teraz zniknąć na trochę, zniknąć z mojego życia - wszytko mi się poplątało, pomieszało -  już nie wiem co jest dobra a co złe..
Mam ochotę na mnóstwo śmiechu - wbrew temu wszystkiemu - na mnóstwo śmiechu przy dobrej wódce i  z dobrymi ludźmi... Nie chce tego żelu, smutku...
Będzie dobrze, będzie dobrze - podobno jeśli wystarczająco mocno się w coś wieży to to się spełnia - będzie dobrze...
Nie wiem czy można poranić siebie jeszcze bardziej i jednocześnie nie myśleć o niczym innym jak o bliskości z tym człowiekiem.
Mam w sobie jakąś dziwną siłę - takie poczucie że co by się nie stało to sobie poradzę..
Poradzę sobie prawda - niech ktoś mi obieca że nie spłonę w tym ogniu...
Teraz tylko zrobić wszystko żeby pozbyć się tych obrazów Jego dłoni na Jej ciele.

Będę dziś tańczyć - jak nigdy wcześniej.

o walce z wiatrakami

Wybieram się dziś do klubu - potańczyć...
Zamierzam trochę sobie odpuścić, trochę zapomnieć się w tańcu i muzyce... Założyć coś seksownego - nie, nie odkrywającego wszystko- seksownego... bo już chyba trochę zapomniałam jak to jest dobrze się czuć we własnym ciebie.

Ciągle walczę z moimi starymi nawykami myślenia, schematami, poczucia gorszej kiedy zaczynam się bardziej angażować, a obecność "tej drugiej, czy tej pierwszej- zwał jak zwal" w niczym nie pomaga... i bez tej świadomości zazwyczaj popadam w panikę, i taka złość mnie ogrania - co z Tobą kobieto -
Sama dla siebie jestem pełna życia, pomysłów, śmiechu wygłupów,pewności siebie...
Po pewnym czasie przy kimś staje się byle jaka i inna, przestraszona, nieodpowiednia... co się ze mną dzieje?
Wiem, wiem - boję się odrzucenia, potrzebuję stałego potwierdzania swojej wartości, ciągle czuję ze muszę zasługiwać na uczucia i zainteresowanie - i wyszukuje - daje słowo jak jakiś Sherlock Holmes - wszystkiego co utwierdzi mnie w przekonaniu że tak właśnie jest - że jestem byle jaka i że ktoś tracił mną zainteresowanie... Ja to wszystko wiem, że przesadzam, że wymyślam, że kombinuję - a czasami zupełnie nie potrafię tego jeszcze powstrzymać... choć może nie do końca - przynajmniej wiem co ze mną jest nie tak :)
Świadomość - podobno wyzwala i umacnia :)
No dobrze, więc działamy, działamy... wyruszam na kolejną walkę z wiatrakami w mojej głowie - a co trzeba mieć zajęcie w życiu - prawda ?

A prawda jest taka - że trochę jestem przerażona - a z drugiej strony jest mi inaczej, lepiej.

piątek, 21 lutego 2014

wygrałam ;)

Pije kakao - myślę że jest zdecydowanie za słodkie - marudzę...
Za pół godziny zaczyna się lekcja tańca na której powinnam być - dziś wygrało przeziębienie - choć to może wymówka - bo przecież nie czuję się tak bardzo źle - powinnam była pójść.

Zupełnie przez przypadek wygrałam bilet do takiej fajnej Klubokawiarni w moim mieście na pokaz filmów krótkometrażowych nominowanych do Oskara. Długo zastanawiałam się czy iść, miałam ochotę to zobaczyć, ale brakowało towarzystwa i cena biletu moim zdaniem trochę wygórowana... 
Zobaczyłam konkurs, wystarczyło wysłać emalia z tytułem jednego z filmu, i nadesłać go jako 5 lub 3 w kolejności.  Spontanicznie to zrobiłam - no i udało mi się :) Więc teraz bez marudzenia, sama wybiorę się na ten pokaz. Tak sobie pomyślałam, czasami po prostu wystarczy dać szanse losowi - mogłam mieć sto tysięcy myśli  "na pewno nie wygram, nie mam szczęścia " i takie tam, ale jeśli nie spróbujesz to się nie przekonasz - ja spróbowałam i wygrałam :)

Kolejna wspólna przegadana noc - noce są takie nasze, położyliśmy się o 6 rano. Kolejna rozmowa przez Skype - ile tych rozmów już było... zaczynamy o 23 kończymy nad ranem zdziwieni że to już - tak poza czasem... Kłócimy się, śmiejemy się, płaczemy... - intensywność wszystkiego.Chyba z nikim tyle nie rozmawiałam - a może to tylko takie moje złudzenie...
Przeraża mnie ostatnio, to co mówi... kłamstwa, manipulowanie, obojętność - dlaczego mam wierzyć że ze mną jest, będzie inaczej...Mówi mi o tym wszystkim, ja pytam, słucham - mówi że odsłania całego siebie...
Ja próbuje rozumieć, odnaleźć w tych słowach jego- takiego jakiego go znam.
Próbuje się oddalić, nie piszę, nie dzwonię... myślę o Jego czasie z Nią - nie chce przeszkadzać..
Jakie to głupie - przecież kto jak nie On sam - dał mi prawo do obecności w Jego życiu. Myślę że On sam pogubił się bardziej ode mnie.
"Wywróciłaś cale moje życie do góry nogami"

Czuć wiosnę w powietrzu - niesamowite :)

Zrobiłam listę marzeń o tutaj :)

Dość mam marudzenie i bylejakości... 


czwartek, 20 lutego 2014

potrafię kłamać

"Układałaś kiedyś puzzle? Ty jesteś jak ten ostatni element który sprawia że ja czuje się całością. "

"Potrafię kłamać, tak dobrze że, sam w te kłamstwa wierze "

"Już zapomniałem jak to jest bez Ciebie, zapomniałem jaką czuję w tedy pustkę" 

"Czuję się odpowiedzialny za te 8 lat, zmanipulowałem ją... "

wtorek, 18 lutego 2014

...

Piękne słońce dziś, tak wiosennie, radośnie, śmiało wystawiałam twarz do słońca spacerując po znanych leśnych ścieżkach. Towarzystwo również było wyborne, dużo śmiechu, rozmów...
I to zdanie które do tej pory dźwięczy mi w uszach "ale Ty zachowujesz się trochę nie w porządku w stosunku do M. ", a mój stosunek do M. jest bliżej nie określony... jego stosunek do mnie jest również bliżej nieokreślony...  Maile do Kanady płyną regularnie - ale to niczego nie zmienia... złudzeniu bliskości bardzo łatwo można ulec- kiedy ktoś jest daleko...

Czuje się odpowiedzialna za uczucia, współodpowiedzialna za spotkania, za zburzenie porządku codzienności komuś - z kimś innym... 
Okropnie namieszałam... wszystko jest jakiś nie takie - i zastanawiam się jakie bym chciała żeby było "takie"... Coś złego się ze mną dzieje - próbuje nad tym zapanować - i ni cholery mi nie wychodzi...
Cały czas powtarzam sobie, spokojnie, spokojnie, spokojnie - nie dobrze mi już od tego wymuszonego spokoju...
Wiesz- czuje się trochę jak zaplątana w pajęcze sieci - jak w jakimś kokonie, który nie pozwala mi swobodnie oddychać - czym mocniej próbuje to rozerwać, tym ta sieć jest bardziej elastyczna, mocniej do mnie przywiera...

Boże, chyba się przestraszyłam, przeraziłam bliskości... 



piątek, 14 lutego 2014

Walentynki 2014

Co za dzień...

Zmieniłam status na fb. z "wolna" na "w związku" - w ramach głupiego żartu dopisując komentarz:  "w udanym stabilnym związku samej ze sobą " :)
Poruszenie moich "znajomych" tym faktem ogromne... ciekawe kto z nich przeczytał to co napisałam - spodziewam się teraz szemrania i plotek "ale z kim" :) co za ludzie - na żartach się nie znają ;)
plotkowanie, plotkowanie, plotkowanie...
no dobrze - niech im będzie... może pokuszę się jeszcze o jakiś dwuznaczny komentarz... - a co! trzeba dbać o doznania innych :)

Naprawdę próbuje się jakoś ogarnąć - i z uporem maniaka odpycham myśli o tym jak "oni" spędzają walentynki...  - tyle na ten temat...

Dziś nawet nie mam w sobie złości - dorosłość - podejmowanie decyzji i ponoszenie ich konsekwencji...
Staram się być dla siebie przyjacielem, wspierać, rozśmieszać, tłumaczyć, przekonywać..., może jednak tym razem znajdę  w sobie na tyle siły  ażeby zadbać o siebie...

Ciągle się zmieniam - w dobrym kierunku - wiem to - dużo mnie to kosztuje, starania, dbania, pilnowania... - ale czuję że jestem na dobrej drodze - czasami tylko jakieś złe myśli próbują zburzyć ten tak skrupulatnie tworzony porządek... chyba nigdy nie byłam dla siebie - tak dobra- jak jestem teraz... tak po ludzku, po przyjacielsku - pomagam sobie - a nie dołuje.. wiesz jaka to niesamowita siła? że w pewnym sensie mogę na siebie polegać...

Za dwie godziny wychodzę na drugą lekcje tańca - tak zrobiłam to w końcu - chodzę uczyć się tańczyć :)
Choć moja podświadomość próbowała mi wmówić, że pada deszcz, że nie mam ochoty, że dziś walentynki, że wszędzie będzie pełno zakochanych par... ale co z tego - wiem że jak zmuszę siebie do wyjścia z domu - to potem taniec będzie radością nie do opisania...
Bo część mnie która się boi - wolałaby nic nie zmieniać - no bo tak jest dobrze, wygodnie bezpiecznie - mieć marzenia - ale jakoś za bardzo nie próbować "ich ruszać"... ale nie, nie , nie ;)
Chcesz coś zmienić trzeba wyściubić nosa spoza swojej "strefy komfortu"

czwartek, 13 lutego 2014

powinnam

Powinnam być mądrzejsza, powinnam już potrafić nie wchodzić na drogi bez celu... Powinnam umieć zachować umiar pomiędzy zachwytem a ulotnością chwil...
Kolekcjonerka upojeń, zatraceń, znaczeń... kochająca za bardzo, za mocno...
Ty- nie potrafiący tego docenić, zobaczyć.

Zostałam sama poraniona, znów poraniona- a przecież obiecałam sobie że ten ostatni raz- był ostatni...
Dziś jest kolejny... boli mnie - i złość mam w sobie... Na Ciebie, na siebie na Nią...

Bardzo chciałabym potrafić ukoić teraz siebie - przeczekać - pozwolić ażeby czas zrobił swoje... lizać rany - a nie pozwalać Ci na kolejne i następne...

Powinnam przyznać się sama przed sobą- jak na spowiedzi... - godzę się na bycie kochanką... na bycie tą drugą... nigdy nie sądziłam że upadnę tak nisko - smakując tak pięknych chwil...

wtorek, 11 lutego 2014

intymnie...



Chce żeby ktoś odkrył kontur linii mojej twarzy, zbadał luk moich brwi, pocałował rzęsy, zachwycił się kolorem oczu, poczuł miękkość moich ust, znalazł kilka piegów na policzkach i nosie, wplątał palce w moje włosy…
Znalazł wgłębienie na szyi… poczuł delikatność skóry na moim dekolcie, poszukał kilka piegów od słońca na moich ramionach… zbadał wypukłość łokci… odkrył intensywność pocałunku na linii nadgarstków… i we wewnętrznej stronie dłoni…
Z uśmiechem odkrył tajemnice na mojej lewej piersi… zatrzymał się na ich krągłości…
Sprawdził które miejsce na brzuchu łaskocze a które podnieca… dotknął każdy centymetr na moich plecach…
Zagłębił się w miękkość, wilgotność, kobiecość…
Odkrył krągłość bioder… linie ud… zapytał o bliznę na kolanie…  pocałował pieprzyk na mojej łydce…
 I z takim samą zachłannością, zainteresowaniem zapytał dlaczego nie lubię zupy ogórkowej…
Chcę żeby ktoś miał odwagę…
Miał odwagę mnie poznawać…

poniedziałek, 10 lutego 2014

że pogubiona, że nierozważna...
że kompletnie nie wiem co mam robić...
że coś w głowie się dzieje, że serca bardzo nie spokojne...
że szukam drogi, że błądzę - że wracam, cofam się i idę do przodu i znów się cofam...
że dni są bez znaczeń, chwile bez zachwytu...
że bylejakość, że nijakość, że czas przecieka przez palce...

bieszczadzki klimat...

jakiś ponad kilometr drogi przed nami - po oblodzonym i zaśnieżonym szlaku - mocno pod górkę...  pełny plecak mocno ciąży i śpiwór i torba pełna jedzenia... w gęstwinie drzew, nagle pojawia się drewniana chata ze spadzistym dachem, wysokimi schodami... schronisko w Bieszczadach - to tutaj mamy spędzić sylwestrowy pobyt... rządne przygód i nowych ludzi...
dostajemy pokój nr 1... 5 łóżek, mało miejsca - z okna przepiękny widok na Wetlinę... ulokowałam się na górze dwupiętrowego łóżka.. jedno miejsce zajmuje mężczyzna na oko około pięćdziesiątki, samotny, pogodny, uśmiechnięty, miłośnik Bieszczad - można by rzec taki samotny wilk :)   kolejne dwa łóżka zajmuje para - bardzo sympatyczna para..
sala jadalna jest duża, z rządem drewnianych stołów i solidnych ław... ściany pełne bieszczadzkich zdjęć.. i kącik "wolnych książek" - można zostawić książkę albo zabrać- można też poczytać.. kilka planszowych gier, szachy... kącik gitar- można po prostu którąś wziąć i zagrać - jeśli tylko ktoś ma na to ochotę...
bywa tam bardzo gwarno - kiedy akurat jakaś grupa schodząc ze szklaku wstąpi na coś ciepłego - bywa również bardzo spokojnie, błoga cisza koi zmysły... grzane wino nigdzie nie smakuje tak jak tam...
dzień przed sylwestrem zaplanowano ognisko - ogromne ognisko...:)
można było upiec kiełbasę albo jabłka - jak kto woli... ludzie? ludzie byli rożni - bardziej grupami - trzymali się razem... a może my mało otwarte i towarzyskie... szybko poszłyśmy do pokoju...
obok schroniska można było dostrzec rozbite dwa namioty -  spało w nich trzech chłopaków i dwie dziewczyny - ludzie spoza schroniska - przychodzili tylko zjeść coś ciepłego - albo skorzystać z łazienki...
zawsze trzymali się razem...
moje wrażenie - tacy nie osiągalni - przyglądałam się im od czasu do czasu - z ciekawością...