sobota, 24 stycznia 2015

cisza

Tak to ja trzymałam za ręce tatę kiedy umierał.
Tak to ja. Ściskałam mocno Jego dłonie i odwracałam twarz - nie mogąc patrzeć na ostatni oddech.
Wtedy poczułam co to jest naprawdę bezsilność - kiedy naprawdę nic nie można zrobić.
Z mojego gardła wydobył się jakiś bliżej nie określony dźwięk, a potem cisza, druzgocąca, przeraźliwa cisza - cisza niezakłócona Jego oddychaniem.
to trochę tak jak gdyby mi ktoś dozował tlen...

czwartek, 22 stycznia 2015

...

ale sabotuje pani swoją indywidualność...

ależ jest pani dla siebie surowa- ciągle jest pani dla siebie surowa...

doskonale zna pani potrzeby wszystkich do okoła, potrzeby, myśli, pragnienia - a co z panią? co z pani pragnieniami... ? co z pani oczekiwaniami ?


co się ze mna dzieje ?

Ufffff - czasami mam wrażenie ze ta terapia bardziej mi szkodzi niż pomaga - choć sądzę że to tak powinno być... bo to znaczy że coś do mojej podświadomości dociera, coś się zmienia a moja podświadomość bardzo próbuje się przed tym bronić... skutek? jestem rozpieprzona - w głowie kotłuje się od różnych myśli, skojarzeń... mam w sobie teraz pokłady gniewu - niczym Polska węgla... Nigdy jakoś dobrze nie radziłam sobie ze złymi, negatywnymi emocjami - bardziej tłumiłam je w sobie niż wysyłałam na zewnątrz... łatwiej mi się śmiać w czyjejś obecności - pomimo smutku w sercu - niż płakać- moje łzy są zarezerwowane dla samotności...

Teraz mam w sobie jeden wielki gniew - aż ze mnie kipi... Mam wrażenie że zupełnie przestałam rozmawiać z mamą - po prostu unikam kontaktu - robię to co absolutnie muszę - drażni mnie sama jej obecność.. Ona pije kawę w pokoju - ja zasiadam do śniadania w kuchni, Ona je obiad w pokoju ja w kuchni... omijam ją szerokim łukiem - a na zadawane mi pytania odpowiadam krótko prosto zwięźle i na temat... może to pierwsze próby wyswobodzenia się z jej na mnie wpływu, manipulacji, jej wobec mnie oczekiwań - że będę żyła tak jak ona tego chce... może po prostu potrzebuje takiego czasu daleko - żeby potem mogło być choć trochę normalnie... złapałam się na tym że kilka razy głośno i wyraźnie powiedziałam czego ja chce- jaka jest moja wizja mojej przyszłości - kiedy mama próbowała mi narzucić swoją wizję mojej przyszłości...

Kiedyś myślałam ze to proste - pójdziesz do psychologa pogadasz o co chodzi - on powie swoje i wszystko się zmieni - a gówno prawda za przeproszeniem :) Potrzeba czasu, wytrwałości, wysiłku.. trzeba unieść cały ten ładunek emocjonalny który te terapia wyzwala... trzeba się odsłonić, zobaczyć inny punkt widzenia, zaufać... Trzeba pokonać opór przed zmianą - opór który jest bardzo silny - co czwartek moja podświadomość wymyśla za mnie - naprawdę nie mam na to ochoty - mam blokadę przed każdą sesją... nie słucham tego - jak ja to mówię - wkładam siebie do samochodu i zaworze na miejsce  a potem niech się dzieje co chce -bo ja się uparłam - chce być szczęśliwa... nie chce popełniać poprzednich błędów - nie chce starych utartych schematów... próbowałam radzić sobie z tym sama - nie dałam rady - po prostu - więc poprosiłam o pomoc...

Stoimy na przeciwko siebie - noc - parking ten co zwykle - był już świadkiem nie jednego naszego spotkania, kłótni, całowania, tańczenia czy śmiechu...
krzyczę że ja już tego nie chce - że ciągle mam jej obraz w głowie, że żyję w jej cieniu, że ja już chyba nie dam rady.. a On patrzy na mnie - intensywnie - jakby chciał przeniknąć moje myśli i mówi spokojnie z naciskiem... 
"nie rozumiem mała - kiedyś przychodziła do mnie prawie codziennie, co drugi tydzień nocowała u mnie - i wtedy jakoś sobie z tym radziłaś, byłaś.... a teraz? nie spotykam się z Nią, nie mam Jej- czasem tylko piszemy sms -y - to dla mnie nowa sytuacja - a Ty uciekasz - co się z Tobą dzieje o co chodzi? w czym problem "

co się ze mną dzieje ?

poniedziałek, 19 stycznia 2015

a może...

Mówili że praca sama do mnie nie przyjdzie - a przyszła :)
Znajomy zaproponował mi opiekę nad Jego synkiem - uwielbiam spędzać czas z dzieciakami - całkiem przyzwoite warunki, przyzwoite godziny, przyzwoity dojazd - nic tylko brać. Oczywiście zastrzegłam sobie możliwość odejścia kiedy tylko znajdę coś innego - więc wszystko jest jak należy.
Zaczynam od poniedziałku. Od razu jakoś lepiej mi się zrobiło, radośniej... w głowie już pojawiają się pomysły co dalej.. na pierwszym miejscu angielski - może zapiszę się do szkoły od lutego - w szkołach językowych zaczyna się kolejny semestr...  może wrócę znów do lekcji tańca.. w mojej głowie pojawiają się nowe możliwości, inne perspektywy... 

I jeszcze zbliża się bardzo powolutku sezon ogrodniczy - boże jak ja za tym tęsknie - za dotykiem ziemi pod palcami, za kwiatami, za dbaniem, podglądaniem.. a słońca coraz więcej - wiosna coraz bliżej :) na początku lutego można wysiewać pierwsze nasiona na parapecie - mając większe możliwości finansowe - będę mogła pozwolić sobie na większe szaleństwo podczas zakupu nasion...

"Może chciałabyś robić jakieś posty na mojej stronie? " - że niby ja... ale o czym miałabym pisać.. "Wymyśl coś " , "chyba mnie przeceniasz" - "Chyba Ty nie doceniasz siebie".
A może rzeczywiście spróbuje - bo moja głowa to kopalnia pomysłów - a strach to ich skuteczny niszczyciel... bo co jeśli się nie uda - a nic ! nie uda się i tyle.

Zaskoczył mnie ten Jego pomysł, wiem że to nic wielkiego, ale sam fakt że pomyślał o mnie w ten sposób, że dostrzega we mnie jakiś potencjał...

zmiana

Jak ja bym chciała żeby już było spokojnie, dobrze...

Czasem się zastanawiam jaka jest granica - za którą nie ma już powrotu do bliskości - jaka jest granica po przekroczeniu której uczucie to już za mało by do siebie wrócić - by było choć trochę jak kiedyś...

"zawsze kiedy coś się dzieje uciekasz, nie wiem chcesz się poczuć pożądana, kochana, nigdy nie wiadomo co zrobisz pod wpływem emocji, zraniłaś mnie, nie ufam Ci, kiedy o Tobie teraz pomyślę to czuje niepewność.. "

A ja - ja wyrzucam z siebie szereg oskarżeń, złośliwości, pretensji, żalu...

"Wkurzyłaś mnie dziś - wiesz ", " Przyjedź do mnie, zabierz mnie gdzieś daleko "

Rozmawiamy przez Skype - kilka godzin tak jak dawniej - środek nocy - a my wpatrujemy się w siebie błyszczącymi oczami, raz ze złości, raz z czułości, raz z pożądania - wszystko to się przeplata i miesza...

Czekam na Niego u siebie w pokoju - myślę o tym jak dawno Go tutaj u mnie nie było 2 miesiące... wiem że za kilka minut powinien być - serce płata mi figle puszczając stado motyli w moim brzuchu - jak nastolatka myślę - uspokój się...

Kiedy tylko przychodzi Go przytulam - mocno - mam wrażenie jakby się nigdy nic nie zmieniło - ale się zmieniło... tego czy to zmiana na lepsze czy na gorsze - jeszcze nie wie żadne z nas.