Zaglądam do pokoju brata - uśmiechając się grzecznie pytam:
- "pomożesz mi ?"
- " w czym " , poda odpowiedź a ton głosu mówi "odczep się"
- "no, przekopać ogródek tzn. wykopać lilie... " dorzucam błagalne spojrzenie - nie działa...
Naburmuszona wracam do pokoju - sama sobie nie poradzę z łopatą - która pewnie waży połowę z tego co ja, a jeśli już coś uda mi się wykopać - to będę to połowy cebul - no bo za płytko...
Myśl mała - nakazuje mojej blond główce - chce dziś wykopać te lilie i koniec... myśl, myśl...
I nagle jak światło w żarowce - pojawia się myśl... Widły!! - takie do wykopywanie jarzyn w jesieni - lekkie i nie pokaleczysz cebul - jesteś genialna - łechce komplementem moją blond główkę... uradowana wybiegam z domu - ubrana co najmniej jakby było zero stopi ciepła...
Zabieram się do pracy - a słonce robiąc mi psikusa schowało się za chmury - ale to nic, działam...
Udało mi się zrobić porządek na jednej rabacie - czuje osłabienie wynikające z przeziębienia i kolejnej nie przespanej nocy... kiedy podnoszę się z kolan, kręci mi się w głowie... wygrywa rozsądek wracam do domu - reszta ogrodu musi poczekać na moje lepsze samopoczucie...
Zakopuje się między poduszki w kołdrę i koc... obłożona czasopismami o ogrodach i kwiatach, zasypiam na chwilę...
Do okna zagląda piękne słońce - niebo zrobiło się przejrzyste, wychodzę na mój prawie 8 hm spacer, który już stal się nieodłącznym elementem w zasadzie każdego dnia. Z każdym krokiem się wyciszam, uspokajam umysł... skupiam 100% uwagi na tym co mnie otacza... przystaje zamykam oczy i czuje ciepło słońca na twarzy i wiatr który rozwiewa mi włosy... słyszę szelest wysokiej trawy na polnej łące i szelest liści kukurydzy i jakiś ptaszek sobie śpiewa - uśmiecham się - czuję - pięknie jest... wśród liści drzew migoczą promienie słońca - mój równy krok i równy oddech... z każdym kilometrem wypełniam umysł dobrymi myślami - pozwalam im się tam rozgościć, rozpanoszyć...
Złe myśli oswajam - nie potrzebne, irracjonalne wyrzucam jeszcze inne oglądam z każdej strony - zaprzyjaźniam się z nimi - w tedy szybciej odchodzą - oswojone...
Dziękuję, to mój ukochany Lublin.
OdpowiedzUsuńPięknie składasz słowa :)
Rzadko chodzę na samotne spacery, ale wiem, jak bardzo są one w stanie poprawić nastrój. Są idealne na przemyślenia. :)
OdpowiedzUsuńKontakt z naturą zawsze pomaga uporządkować myśli. Tego ogrodu zazdroszczę, ja mam tylko tzw zimowy - uboższą formę tarasu :)
OdpowiedzUsuńCzasami proste pomysły są trudne do odkrycia.
OdpowiedzUsuńSamotne spacery, szkoda,że wciąż brak mi czasu na takie bycie sama ze sobą po prostu...
OdpowiedzUsuńGreat post! I love your blog!
OdpowiedzUsuńXOXO!
Uwielbiam długie spacery, ale moje Dziecko niekoniecznie :)
OdpowiedzUsuńDlatego też robimy sobie codzienne wypady rowerowe :)
Upajam się wtedy zapachem pól,łąk, szelestem drzew...taka forma terapii :)
Cudnie piszesz!!
jak to mówią potrzeba matką wynalazków :)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam.