czwartek, 6 marca 2014

przerażona...

Obudziłam się rano i pomyślałam:  "to będzie dobry dzień"
Wstałam wcześniej niż zwykle, zrobiłam sobie dobre śniadanie, z zapałem zabrałam się za gotowanie obiadu... Uporządkowałam pokój, uporządkowałam swoją garderobę - poukładałam kolczyki - żeby mieć pod ręką, pomyślałam dziś pomaluję paznokcie na czerwono... i dziś zasieję pierwsze kwiatki, zrobię zakupy w "ogrodniczym" i może w końcu zacznę blogować o ogrodnictwie - rozwinę swoją pasję... Jestem pełna zapału, pomysłów w wyśmienitym nastroju...

Nagle brat mówi:  "B. zginęła w wypadku samochodowym dziś rano". O co chodzi ? - takie rzeczy nie zdarzają się w takiej małej mieścinie w której mieszkam - takie rzeczy zdarzają się "innym" - to nie może dotyczyć ludzi których znam... a kto powiedział że nie może...
Pierwszy odruch - internet... czytam: samochód taki i taki czołowo zderzył się z samochodem takim i takim...myśl automatyczna silniejsza od rozsądku " co robił On? czy jest jakakolwiek szansa że On mógłby być w drugim samochodzie" i poczucie lęku - tak silnego... bo przecież nawet gdyby coś się stało Jemu - mnie by nikt o tym  nie poinformował, ja nie mam prawa wiedzieć... rozsądek wraca na swoje miejsce - zginęła tylko 23 letnie dziewczyna... "tylko" - spoglądam w oczy taty - i czuję że muszę wyjść z pokoju... za dużo tej śmierci "tuż za rogiem". Siłą woli powstrzymuję siebie przed tel do Niego...

Jestem przerażona kruchością tego wszystkiego - przerażona...
Z wychudzonej twarzy mojego taty widać tylko błyszczące oczy...
Przynoszę herbatę - odnoszę pustą szklankę...  Pytam "jesteś głodny?" - wychodzę,  "bardzo Cię boli?" - wychodzę  "jak się czujesz?" - znów wychodzę... Wychodzę i wracam - opowiadam o kwiatkach które zamierzam posiać, przynoszę kolejne książki - pytam o czym są - znów wychodzę..  
I kiedy pomyślę że może Go nie być - serce rozrywa się na kawałki - nakazuje sobie spokój - rozkazuje sobie : uśmiechnij się... Rozmawiam z mamą w kuchni - jak zwykle sprzeczamy się o racje... i nagle słyszę tatę z drugiego pokoju, z za ściany, z za drzwi... który jak zwykle mnie broni - jak zwykle stoi po mojej stronie... nie daje rady - wybiegam do siebie do pokoju - i roztrzęsionej nakazuje sobie spokój...
Mam wrażenie że traktujemy Go jak mebel - jak stały element łóżka z którego już prawie nie wstaje... - tak bardzo chciałabym powiedzieć "Kocham Cię" , albo chociaż "nie bój się - jesteśmy z Tobą" - nic takiego nie przejdzie mi przez usta - nigdy nie przeszło - nienawidzę siebie za to...
U mnie w "normalnym" domu nigdy nie rozmawiało się o uczuciach, nikt nigdy nie mówił o czymś takim jak "kocham, albo jesteś dla mnie ważny"... Każde z nas - zamknięte w swoich czterech ścianach - w jednym domu - cierpi na swój własny sposób... Nie jesteśmy w tym razem - a ja tak bardzo czuje -  że powinnam coś z tym zrobić... czuję się odpowiedzialna za milczenie... czuję się odpowiedzialna za samotność mojego taty...

śmierć tej dziewczyny - ten wypadek - ta jedna chwila... nie umiem sobie tego poukładać... to mogłam być ja, to mogłeś być Ty, nie umiem o niczym innym myśleć... przeraża mnie ból Jej rodziny - i Ci wszyscy durni ludzie którzy będą na nim żerować... nie umiem o niczym innym myśleć...
Jak poradzić sobie ze śmiercią?


14 komentarzy:

  1. Mówisz, że kochasz...w czynach, przynosząc herbatę.
    Strasznie ciężko jest nam przejąć inicjatywę, gdy najzwyczajniej jest nam to obcym doświadczeniem, ale życzę Ci byś wykorzystała odwagę, którą masz do wypowiedzenia słów, których u Ciebie w ,,normalnym'' domu potrzeba.

    OdpowiedzUsuń
  2. To jest bardzo trudne, zwłaszcza na początku. I choć może to zabrzmi okrutnie to człowiek później przyzwyczaja się do bólu, pustki i tęsknoty. Życie toczy się dalej...
    Zgadzam się z poprzedniczką. Mówisz "kocham Cię" robiąc dla niego drobne uczynki. A jeżeli milczenie Ci przeszkadza, to może warto się jakoś przemóc. Może napisz list...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też pomyślałam o liście, czasami jest nam łatwiej coś ,,powiedzieć'', pisząc...

      Usuń
  3. Widzisz, nie dostrzegasz, że wyrażanie uczuć i czynienie dobra, to nic innego jak nawet te najprostsze rzeczy, słowa wśród codzienności. Wiele osób często myśli: "Cholera, jak to jest ze śmiercią? Co z nią, co po niej, co z nami, co z kimś innym?". Pamiętam jak pewna osoba, którą znam, bardzo mi bliska stwierdziła, że boi się śmierci, bała się jej, gdy ktoś umarł z jej bliskiego otoczenia najzwyczajniej w świecie przez parę dni miała problem ze strachem i emocjami, aż nadszedł ten moment po rozmowach ze mną i przemyśleniach, że usłyszałem: "Wiesz co, Scenarzysto? Już nie boje się śmierci, bo to tak naprawdę jakbym spał... zasnął i nie czuł bólu, ale się nie obudził." Tak więc, nie można się śmierci bać, nie można się zastanawiać jak poradzić, bo trzeba po prostu się przyzwyczaić do tego, że ona gdzieś tam czyha na każdego z nas i chce, abyśmy o niej myśleli i komplikowali sobie życie.

    A, wracając do uczuć - musisz zmotywować się, więcej pewności siebie i przełamać lody i sytuacje w rodzinie, pokazać, że nie wstydzisz się wyrazić tego co czujesz i powiedzieć: "Kocham Cię, szanuje Cię, itd."

    Pozdrawiam,
    - Scenarist

    OdpowiedzUsuń
  4. Na śmierć nie ma dobrej metody. Jedyne co zostaje to czas. Tylko on potrafi zabliźnić rany.
    kocham Cię można przekazać na tysiąc sposobów, czasem bez słów...

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja też tak reaguje na śmierć młodych ludzi. Zawsze mnie to porusza, wierci dziurę w brzuchu, męczy... Bo przecież to może spotkać każdego z nas, życie jest takie kruche...

    OdpowiedzUsuń
  6. śmierć młodych ludzi jest zawsze dziwna i cholernie smutna, chociaż smutna jest śmierć wszystkich wokół, ale niestety nieunikniona... mam nadzieję, że jakoś to wszystko poukładałaś sobie w głowie.

    wiesz, kiedyś myślałam, że w moim domu jest podobnie, jak u Ciebie, że nie mówi się o uczuciach, jednak z czasem można powiedzieć, że się tego nauczyliśmy, ale nadal nie potrafimy rozmawiać o wszystkich uczuciach...

    ja byłam na takim etapie, kiedy zakończenie tej relacji nie bolało aż tak bardzo, ona jest już głębiej w relacji ze swoim facetem... zrobiłam wszystko, co mogłam, teraz wszystko zależy od niej

    przesłałaś dużo siły i energii do sprzątania, a ja nadal się z tym nie uporałam :P

    niby padło, że to taka inna forma pożegnania, ale wiesz... już jakiś czas temu zdałam sobie sprawę, że mam dość ranienia ludzi, dawania im nadziei, ale jak sama widzisz, czasem głupi gest i nie wiadomo jak ktoś to odbiera, nie da się niestety takich sytuacji uniknąć

    OdpowiedzUsuń
  7. kurde, nie wiem, czy dodał się mój komentarz czy się skasował :/

    OdpowiedzUsuń
  8. Życie jest takie nieprzewidywalne... a taka nagła śmierć chyba najbardziej boli.

    OdpowiedzUsuń
  9. Rozumiem Twój problem ze słowami "kocham Cię", mam tak samo. Tzn u mnie w domu siostry zawsze się przytulały do mamy (do taty jakoś nie), całowały, czy wypowiadały te słowa, a ja zawsze byłam tak w sobie mocno zamknięta. Na własnym ślubie chciałam się przemóc ... i tylko się popłakałam, a słowa nie przeszły mi przez usta. Nie wiem co Ci doradzić. Mam nadzieję, że się przełamiesz, że znajdziesz w sobie siłę. Bo gesty, gestami, ale człowiek czuje potrzebę usłyszenia i wypowiedzenia tych słów. Idę o zakład, że jak je w końcu wypowiesz to znacznie lepiej się poczujesz :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Też mam problem z wyznawaniem uczuć. Niby to nic trudnego powiedzieć komuś, że się kogoś kocha a jednak człowiek potrafi się zaciąć w tak ważnej chwili...

    OdpowiedzUsuń
  11. Każdy sobie radzi ze śmiercią na swój sposób, nie ma recepty... Myślę, że tata wie, iż z nim jesteś, nie zawsze potrzeba pięknych słów.

    OdpowiedzUsuń
  12. Jest podobno wiele książek psychologicznych na temat jak poradzić sobie ze śmiercią, ale dla mnie nie istnieje taki sposób. Każdy przechodzi to inaczej i każdy w innym tempie. Jednak głównym wyznacznikiem jest czas, który leczy rany.
    Co do Twojego taty. Nie tylko słowami można wyznać miłość. Dużo rolę mają gesty. U mnie też nigdy nie mówiło się słowa kocham, tęsknie, jesteś najważniejsza, jestem dumny. Dlatego po dwóch latach bycia z chłopakiem on nadal tego ode mnie nie usłyszał mimo iż czuję się odpowiedzialna, by mu to powiedzieć...
    Ale myślę, że skoro chcesz się przełamać to warto ułożyć sobie w głowie jedną sytuację, np. dzień urodzin, imienin, jakaś rocznica. Upiec ulubione ciasto taty, włączyć jego ulubiony film i powiedzieć: "wszystkiego najlepszego tato. Jesteś najważniejszym mężczyzną w moim życiu" lub "jesteś dla mnie najważniejszy" "lub kocham się" albo po prostu wymowne spojrzenie. Liczy się to co robimy, nie to co mówimy.
    Dowiedziałaś się już czy u Niego wszystko ok?

    OdpowiedzUsuń
  13. Nie umiem odpowiedziec na to pytanie, w ogóle myśle, że nie mamy tego tematu oswojonego, przegadanego - a śmierc właśnie to przecież jedyna wiadoma w życiu...

    OdpowiedzUsuń