Marzy mi się poczuć się znów kobieco i lekko - takie mam frywolne marzenie na dziś :)
odgrzebuje spódnice i sukienki które wiszą na wieszakach - nie zakładane od dawna...
o i fryzjer mi się marzy - tzn. wizyta w salonie fryzjerskim - dla jasności ;)
tu nawet nie chodzi o sukienki obcasy i czerwone paznokcie - chodzi o to jak się czuję sama ze sobą - jaka jestem dla samej siebie...
ostatnio wpadam do koleżanki - otworzyła mi jej mama - wymieniamy grzeczności - nie wiem gdzie uciec przed Jej spojrzeniem - myślę sobie- co jest, brudna gdzieś jestem czy coś... ok założyłam tylko dresy, nie mam makijażu - ale na spacer przecież idziemy - a nie na imprezę... i słyszę komplement że ładnie i młodo wyglądam - pełna konsternacja... yyy dziękuję... i po raz chyba setny przekonuję się ze to co ja sama myślę o sobie nijak się nie ma do tego jak widzą mnie inni...
Uczę się dobrego myślenia o samej sobie od bardzo już dawna... Już nie wyzywam siebie w myślach od idiotek i kretynek... - już nie... Teraz staram się uczyć na błędach, iść do przodu i być dla samej siebie wsparciem...
Podobno za dużo rzeczy chce na raz i za dużo o tym myślę i zmęczona myśleniem nie robię nic... :)
Po dogłębnym przeanalizowaniu sytuacji - robię małe kroki do przodu w kilku najważniejszych rzeczach.
Znam siebie - czuje że jak nie zacznę znów dobrze myśleć o sobie, o przyszłości, o miłości, o przyjaźni, o życiu w ogóle to spadnę na samo dno... to tak jakbym chodziła sobie po krawędzi - czuję że jeszcze trochę takiej egzystencji i się załamię...
ale to jeszcze nie teraz :P
Hm... jadę z "moimi chłopakami" kupować używane opony do mojego samochodu - czy szpilki i spódnica do dobry strój ?
Odrobina przekory - a co :)
piątek, 27 czerwca 2014
wtorek, 24 czerwca 2014
Dojechałam pierwsza w umówione miejsce - nie mogłam się powstrzymać przed spacerem przez znane mi leśne ścieżki dzieciństwa...
Przyjechał , wyszedł w moją stronę... kiedy Go zobaczyłam - musiałam się powstrzymać żeby nie zacząć biec w Jego stronę - byle jak najszybciej znaleźć się jak najbliżej. Więc, staliśmy na środku leśnej ścieżki wtuleni w siebie, całując się namiętnie...
wspólny spacer,
wspólna namiętność,
wspólna tęsknota,
wspólny śmiech
Wszystko to z Nim - jest takie jak być powinno, takie jak zawsze chciałam.
Czasami mam wrażenie że zaraz ktoś mi powie "żartowałem - to w cale nie dzieje się naprawdę ".
Ale puki się dzieje - chciałam ogłosić wszem i wobec "Chwile z Nim są niesamowite".
Przyjechał , wyszedł w moją stronę... kiedy Go zobaczyłam - musiałam się powstrzymać żeby nie zacząć biec w Jego stronę - byle jak najszybciej znaleźć się jak najbliżej. Więc, staliśmy na środku leśnej ścieżki wtuleni w siebie, całując się namiętnie...
wspólny spacer,
wspólna namiętność,
wspólna tęsknota,
wspólny śmiech
Wszystko to z Nim - jest takie jak być powinno, takie jak zawsze chciałam.
Czasami mam wrażenie że zaraz ktoś mi powie "żartowałem - to w cale nie dzieje się naprawdę ".
Ale puki się dzieje - chciałam ogłosić wszem i wobec "Chwile z Nim są niesamowite".
niedziela, 22 czerwca 2014
muszę
Dziwnie się ostatnio czuje - tak "dziwnie" to bardzo trafne określenie, jak nie ja... tak jakby ktoś do mojego ciała włożył zupełnie inny umysł i inną duszę..
Usiadłam dziś na łące wśród wysokiej trawy - patrzyłam na chmurne niebo, przebijające się promienie słońca- tak jak by chmurom na przeciw, słuchałam świergotu ptaków - i z całej siły próbowałam uspokoić galop moich myśli. Może o to chodzi że ciągle czegoś od siebie wymagam... ciągle o coś mam do siebie pretensje - ciągle o coś mi chodzi - bo mogę lepiej, inaczej - i sama nie wiem jak jeszcze...
Czuje się jak ufoludek w brudnych kaloszach...
Mam w głowie jedno wielkie ogromne "MUSISZ"
muszę umieć rozmawiać z mamą,
muszę umieć radzić sobie ze stratą po śmierci taty,
muszę znaleźć prace - teraz już,
muszę cieszyć się życiem- no co takie krótkie, no bo ważne są chwile...
muszę panować nad sytuacją w domu,
muszę być silna, poukładana no i radosna - przecież "MUSZĘ"
Usiadłam dziś na łące wśród wysokiej trawy - patrzyłam na chmurne niebo, przebijające się promienie słońca- tak jak by chmurom na przeciw, słuchałam świergotu ptaków - i z całej siły próbowałam uspokoić galop moich myśli. Może o to chodzi że ciągle czegoś od siebie wymagam... ciągle o coś mam do siebie pretensje - ciągle o coś mi chodzi - bo mogę lepiej, inaczej - i sama nie wiem jak jeszcze...
Czuje się jak ufoludek w brudnych kaloszach...
Mam w głowie jedno wielkie ogromne "MUSISZ"
muszę umieć rozmawiać z mamą,
muszę umieć radzić sobie ze stratą po śmierci taty,
muszę znaleźć prace - teraz już,
muszę cieszyć się życiem- no co takie krótkie, no bo ważne są chwile...
muszę panować nad sytuacją w domu,
muszę być silna, poukładana no i radosna - przecież "MUSZĘ"
czwartek, 12 czerwca 2014
i wszystko poszło nie tak... cieszyłam się na ten wypad z Nim jak mała dziewczynka - nie mogłam się Go już doczekać - przecież tyle miałam mu powiedzieć... tyle się we mnie nazbierało tego wszystkiego - od tygodni moja głowa pulsuje od nie wypowiedzianych myśli... i nie wiem co mi się stało... - jeśli mam czas na dokładne planowanie - to wszystko musi być idealnie - a jeśli coś pójdzie nie tak - jakiś drobiazg to całkowicie wybija mnie to z rytmu - chcę być idealna...
przygotowałam kolacje - nic specjalnego od kanapki tylko, zapaliłam świece... niby marzyłam o tym żeby sie tylko w Niego wtulić - a od samego początku byłam jakaś zachowawcza...
Tylko kochanie - kochanie z Nim - nie pozostawia miejsca na analizowanie, zastanawiania i rozbieranie wszystkiego na czynniki pierwsze... kiedy mnie dotyka - zagarnia cały mój umysł i ciało. Kiedy się kochamy jestem prawdziwa do szpiku kości - nie ma miejsca na zastanawianie się dlaczego tak a nie inaczej, czy powiedziałam, zrobiłam coś czego zrobić i powiedzieć nie powinnam...
Nigdy nie tworzyłam idealnych związków - ba - nigdy nie tworzyłam dobrych związków... zawsze to wszytko było pełne mojego starania się, dbania, przepraszania bez winy, zaspokajania potrzeb drugiego człowieka, uważania czy kogoś czymś nie uraziłam... i zawsze okazywałam się nie dość ważna, czy nie wystarczająco odpowiednia.
A teraz jest On - który dba o mnie, który pyta, stara się, rozumie... - który przytula kiedy się złoszczę- a nie odwraca się do mnie - który zamyka mi usta pocałunkiem - kiedy gadam bzdury - a nie złości się na te moje bzdury. On przy którym wiem że wszystko mogę.
Boje się tego uczucia - cała filozofia... boję się odsłonić tak do końca, boje się uwierzyć że ktoś naprawdę może czuć tak jak ja - że ja sama mogę być dla kogoś ważna - taka jaka jestem.
Mam do Niego tyle dobrych uczuć - tyle ciepła, radości, uśmiechu, pożądania, podziwu, zainteresowania.
Zawsze przymykałam oko na określenie "drugiej połowy" a teraz nagle mam poczucie że jest częścią mnie.
Budzą się we mnie stare lęki, bardzo silne lęki... wiem że przy jego boku to minie - potrzeba tylko czasu. Wiem że razem to poukładamy - swoje małe paranoje...
Ma racje - użalam się nad sobą - tak jakby śmierć mojego taty było wytłumaczeniem na wszystko... dość już tego.
przygotowałam kolacje - nic specjalnego od kanapki tylko, zapaliłam świece... niby marzyłam o tym żeby sie tylko w Niego wtulić - a od samego początku byłam jakaś zachowawcza...
Tylko kochanie - kochanie z Nim - nie pozostawia miejsca na analizowanie, zastanawiania i rozbieranie wszystkiego na czynniki pierwsze... kiedy mnie dotyka - zagarnia cały mój umysł i ciało. Kiedy się kochamy jestem prawdziwa do szpiku kości - nie ma miejsca na zastanawianie się dlaczego tak a nie inaczej, czy powiedziałam, zrobiłam coś czego zrobić i powiedzieć nie powinnam...
Nigdy nie tworzyłam idealnych związków - ba - nigdy nie tworzyłam dobrych związków... zawsze to wszytko było pełne mojego starania się, dbania, przepraszania bez winy, zaspokajania potrzeb drugiego człowieka, uważania czy kogoś czymś nie uraziłam... i zawsze okazywałam się nie dość ważna, czy nie wystarczająco odpowiednia.
A teraz jest On - który dba o mnie, który pyta, stara się, rozumie... - który przytula kiedy się złoszczę- a nie odwraca się do mnie - który zamyka mi usta pocałunkiem - kiedy gadam bzdury - a nie złości się na te moje bzdury. On przy którym wiem że wszystko mogę.
Boje się tego uczucia - cała filozofia... boję się odsłonić tak do końca, boje się uwierzyć że ktoś naprawdę może czuć tak jak ja - że ja sama mogę być dla kogoś ważna - taka jaka jestem.
Mam do Niego tyle dobrych uczuć - tyle ciepła, radości, uśmiechu, pożądania, podziwu, zainteresowania.
Zawsze przymykałam oko na określenie "drugiej połowy" a teraz nagle mam poczucie że jest częścią mnie.
Budzą się we mnie stare lęki, bardzo silne lęki... wiem że przy jego boku to minie - potrzeba tylko czasu. Wiem że razem to poukładamy - swoje małe paranoje...
Ma racje - użalam się nad sobą - tak jakby śmierć mojego taty było wytłumaczeniem na wszystko... dość już tego.
wtorek, 10 czerwca 2014
i chciałabym żeby tu teraz był - siedział obok mnie i słuchał tych wszystkich głupich myśli w mojej głowie...
żebym mogła 'wywalić" to wszystko z siebie... głupie smsy - co mam napisać? "przyjedź - potrzebuje Cię"
co mam powiedzieć...
w zamian za to - pisze jakieś durne słowa - sześćdziesiąt parę znaków... i wmawiam sobie że wcale tak nie jest...
żebym mogła 'wywalić" to wszystko z siebie... głupie smsy - co mam napisać? "przyjedź - potrzebuje Cię"
co mam powiedzieć...
w zamian za to - pisze jakieś durne słowa - sześćdziesiąt parę znaków... i wmawiam sobie że wcale tak nie jest...
sobota, 7 czerwca 2014
poniedziałek, 2 czerwca 2014
spokój - tym jednym słowem można opisać cały mój dzisiejszy dzień
spokój - zakrapiany radością
spacer, kawa z mlekiem i cynamonem, truskawki, muzyka, książka...
muszę coś zrobić ze swoim życiem - choć "muszę" to bardzo złe słowo - "chcę" brzmi lepiej
zawsze to ja byłam iskrą - a teraz nagle potrzebuje zapałek - rozpalanych przez czyjeś dłonie
spokój - zakrapiany radością
spacer, kawa z mlekiem i cynamonem, truskawki, muzyka, książka...
muszę coś zrobić ze swoim życiem - choć "muszę" to bardzo złe słowo - "chcę" brzmi lepiej
zawsze to ja byłam iskrą - a teraz nagle potrzebuje zapałek - rozpalanych przez czyjeś dłonie
Subskrybuj:
Posty (Atom)